Kilka dni temu miało dojść do rozmów między Emilem Ssajfutdinowem i Fogo Unią Leszno, ale do przełomu nie doszło. Zawodnik nie dostał zaległych pieniędzy, ani żadnej obietnicy, że cokolwiek zostanie w najbliższym czasie wypłacone. W styczniu Sajfutdinow wziął premię i podpisał kontrakt Działacze Fogo Unii mają pretensje o to, że Sajfutdinow w styczniu 2021 wziął od nich premię i podpisał porozumienie na kolejny rok. Strony ustaliły warunki, złożyły podpisy, w listopadzie tamta umowa miała być przelana na nowy wzór kontraktu. Podobną praktykę Unia stosowała w poprzednich latach. Prezes Piotr Rusiecki już raz publicznie zachęcał zawodnika do tego, by powiedział całą prawdę o rozstaniu. Unia nie chce już Sajfutdinowa, ale można domniemywać, że domaga się jakiejś rekompensaty za to co zrobił. Dodajmy, że Emil dopiero w trakcie wakacji powiedział działaczom, że umowa ze stycznia jest nieważna, że odchodzi. Teraz jest gotów zgodzić się, żeby Unia potrąciła mu kasę Do Emila chyba dotarło, że nie ma takiej opcji, by odszedł i odzyskał całą sumę zaległości. Nieoficjalnie mówi się, że chodzi o 650 tysięcy złotych za ponad 100 zdobytych punktów. Wiemy, że zawodnik jest gotów zrzec się części pieniędzy, byle tylko dostać resztę. To mogłoby być dobre rozwiązanie. Unia dostałaby coś w rodzaju finansowej rekompensaty za zerwaną umowę, a Sajfutdinow mógłby się w spokoju szykować na kolejny sezon. Teraz tylko potrzeba dobrego mediatora, który szybko i sprawnie ustali kwotę satysfakcjonującą obie strony. Unia może licytować wysoko, bo po rezygnacji Sajfutdinowa miała ograniczony wybór. Mogła się skusić na Maxa Fricke, za którego trzeba było zapłacić Stelmet Falubazowi Zielona Góra 300 tysięcy złotych za wypożyczenie. Mogła też wejść do gry o Patryka Dudka, który kosztował blisko 2,5 miliona. Ostatecznie postawiono na Davida Bellego, czyli rozwiązanie nieobciążające zbytnio budżetu.