Jakub Czosnyka, Interia.pl: Jak to jest kiedy patrzy pan na syna pędzącego ponad 100 km/h na zamkniętym torze bez hamulców? Czuje pan strach? Sławomir Dudek, ojciec żużlowca Patryka, reprezentanta Polski i uczestnika cyklu Grand Prix: Ciężko tak jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Do prędkości akurat jestem przyzwyczajony. Sam byłem żużlowcem, więc specyfika tej dyscypliny nie jest mi obca. Wiadomo, że kontuzje zdarzają się w tym sporcie i zawsze jest to przykre. Mam jednak nadzieję, że to co najgorsze już za moim synem. Tym bardziej, że trochę tych urazów już miał. A na chwilę obecną moim największym zmartwieniem jest słabsza forma Patryka. Robimy wszystko, żeby wyjść z tego kryzysu i znaleźć przyczynę problemów. Rozumiem, że uodpornił się pan na myśli o kontuzjach i wypadkach, które mogą zdarzyć się w każdym biegu? - Patryk jeździ już ponad 15 lat. Miewał w tym czasie bardzo poważne upadki, ale nie chcę już do nich wracać. Wiadomo, że taka obawa zawsze jest i będzie nam towarzyszyć. Tego nie unikniemy. Staram się jednak o tym nie myśleć, bo inaczej by się nie dało. Zawsze chcemy zdrowo ukończyć każde zawody i wrócić cało do domu. Ojciec niczym insytucja. Dba o każdy szczegół Jak określiłby pan swoją rolę w teamie Patryka? Po prostu tata, czy może szef tego zespołu? - Ciężko to zdefiniować. Nigdy nie ustalaliśmy sobie jakichś konkretnych stanowisk. Od początku działamy tak, że my z żoną zajmujemy się wszystkimi rzeczami, a syn ma skupić się na sporcie. My bierzemy wszystko co dookoła na siebie. Ja sam jeździłem na żużlu, więc dbam o sprzęt, warsztat, zakupy, rozliczenia, finanse i wiele innych. Tych rzeczy trochę jest. Do tego dodałbym jeszcze rozmowy z klubami, sponsorami oraz cała organizacja. Staram się, aby to wszystko grało. Potrafi się pan kłócić z synem? Z boku wyglądacie na bardzo spokojny zespół. - Wiadomo, że każdy ma różny charakter. My jesteśmy z tych normalnych - tak to bym powiedział. Dla nas to trochę taki rodzinny biznes. Oczywiście zdarzają się takie momenty, kiedy trzeba poważnie porozmawiać i powiedzieć sobie coś prosto w oczy. W sytuacjach, gdy jest problem staramy się na spokojnie wszystko wyjaśnić i poukładać. Legendarny zawodnik o krok od transferu? To byłby hit Może być pewny, że nikt go nie oszuka Niegdyś były prezes PZMot Andrzej Witkowski wywołał głośną dyskusję na temat ojców zawodników, którzy pomagają synom w parku maszyn. Powiedział wprost, że chcąc osiągać sukcesy trzeba odciąć pępowinę. Co pan na to? - Teraz kiedy Patryk jest w kryzysie, to najłatwiej byłoby powiedzieć, że jedzie słabo, bo ma ojca u swojego boku. Każdy może sobie dopowiedzieć historię do danej sytuacji. Nie wiem, czy gdyby dziś ktoś był na moim miejscu, to byłoby lepiej. Mogę natomiast powiedzieć, że Patryk ma sto procent pewności, że nie zostanie na niczym oszukany. To dla niego ważne. Wszystko, co robimy z żoną robimy dla niego. Poza tym ja też staram się trochę odsuwać. Patryk więcej decyzji podejmuje sam. Więcej ma do powiedzenia, niż miał. Jak był młody, to poza sportem miał normalne życie, na które miał czas, bo takie warunki chcieliśmy mu stworzyć. Teraz jest trochę inaczej, bo to on podejmuje decyzje, a my jesteśmy z boku i staramy się pomagać. Ostatnio trener Marek Cieślak zasugerował wprost, że Patryk powinien dopuścić kogoś z zewnątrz, ze świeżym spojrzeniem, który pomógłby mu wyjść z kryzysu. Czy taki temat w ogóle się u was pojawił? - Cały czas rozmawiamy o różnych opcjach. Pewne rzeczy na pewno trzeba zmienić. My o tym wiemy, co mówi Marek. Trudno jest obecnie znaleźć osobę, która rozwiązałaby nasz problem. Najpierw musimy znaleźć przyczynę kryzysu. To jest klucz, a nie jest to takie łatwe. Podkreślam jednak jeszcze raz, że to nie tak, że ja czy ktoś inny narzucamy coś Patrykowi. Podczas zawodów to on podejmuje decyzje. Ja jestem z boku, a swoją opinię wygłaszam po zawodach. Znany stadion wraca na mapę! Co za wieści od prezydenta Były wicemistrz świata szuka sposobu wyjścia z kryzysu Problemu szukacie bardziej w sprzęcie czy kwestiach mentalnych? - We wszystkim. Jak nie idzie, to sypie się wszystko. Ze sprzętem też łatwo nie jest. Tunerzy szukają, starają się robić najlepsze silniki, ale nie wszystkim zawodnikom to pasuje. Patryk ma właśnie ten problem, że nie potrafi dopasować ich do swojego stylu jazdy. A jak nie idzie motocykl, to sam zawodnik zaczyna się gubić. Nie czujesz się pewny, jedziesz na zawody i jest problem. Uważam, że w żużlu wszystko powinno działać automatycznie. To jest sport sprinterski. Podjeżdżasz pod taśmę, puszczasz sprzęgło i jedziesz. Czasami wraca się do parku maszyn, a zawodnik nie wie, jak przejechał ten bieg. Jeśli natomiast ktoś podjeżdża do startu i myśli za dużo, co ma za chwilę zrobić, to jest już na przegranej pozycji. Dlatego to jest samonapędzająca się spirala. Zawodnikowi nie idzie, zjeżdża do parku maszyn i przekazuje mechanikom złe uwagi. Później sami psujemy ustawienia sprzętu. To nie jest takie proste do wytłumaczenia. Patryk nie jest pierwszym zawodnikiem, który z czymś takim się mierzy. Z takiego dołka nie wychodzi się w mgnieniu oka. Jest problem, ale nie poddajemy się W jakiej kondycji psychicznej jest Patryk? Radzi sobie jakoś z tym wszystkim? - Jest ciężko, ale żyjemy normalnie. Wiadomo, że mentalnie to jest trudne. Nie chcę jednak wypowiadać się za Patryka. To on musi sobie z tym poradzić. Czy to czas na zmianę klubu? Niektórzy mówią, że Apator Toruń to nie jest dobry klub dla Patryka. Za przykłady podają m.in. Martina Vaculika, czy Grigorija Łaguty, którzy niegdyś mieli tam problemy i obniżyli loty. - Nie chcę i nie będę wypowiadał się na te tematy. To wszystko są spekulacje medialne. Jak Patryk przed rokiem jeździł dobrze, to nikt nie mówił o zmianie. Z Apatorem mamy ważny kontrakt i nie myślimy o takich rzeczach. A śledzi pan rozgrywki 1. Ligi Żużlowej? - Tak. Interesuję się żużlem, więc to naturalne. Falubaz Zielona Góra jest na najlepszej drodze do awansu. Tamtejsi kibice z pewnością chcieliby znów zobaczyć Patryka w tym klubie. - Nie zajmujmy się takimi plotkami. Część kibiców pewnie chce, część być może nie. Nie wiem tego. Falubaz ma swoją drużynę, a Patryk ma ważny kontrakt w Toruniu i tyle. Ja im życzę dobrze. My natomiast myślimy tylko o tym, żeby zażegnać kryzys, pomóc obecnemu klubowi i dobrze jechać Takie rozmowy dzisiaj nie mają sensu. A na koniec chciałbym jeszcze podziękować naszej rodzinie, bliskim, sponsorom i wszystkim tym, którzy nas wspierają na co dzień. Szczególnie w tym trudnym czasie.