1 listopada to tradycyjnie dzień, w którym w żużlu otwiera się okno transferowe. Od lat jednak większość kart rozdanych jest znacznie wcześniej, bo prezesi klubów rozmawiają z zawodnikami już od wiosny, a nawet wcześniej. Od pewnego czasu mamy też tzw. "pre kontrakty", czyli porozumienia zawarte jeszcze przed otwarciem okna, które obligują obie strony do przelania ustaleń na papier pod rygorem olbrzymich kar i zawieszeń. Żużlowy rynek transferowy. Olbrzymie pieniądze w obiegu Co ciekawe, wspomniane pre kontrakty wcale nie są powszechnie wykorzystywane, bo warunkiem ich zawarcia jest brak jakichkolwiek należności klubu względem zawodnika. Z naszych ustaleń wynika, że na taki komfort w trakcie rozgrywek mogły pozwolić sobie tylko kluby z Lublina i Wrocławia. W pozostałych ośrodkach należności regulowane są w różnym tempie, stąd słowne ustalenia teoretycznie mogą być łamane. Teoretycznie, bo na ten moment nie zanosi się na to, aby któryś z dogadanych już zawodników miał wywinąć numer swojemu klubowi. Średnio budżety klubów oscylują w graniach 20 milionów złotych. Niektóre bogatsze ośrodki jak te z Lublina i Wrocławia mają w klubowej kasie nawet więcej. Zachowując jednak tę średnią policzyliśmy, że na wypłaty dla zawodników przeznaczone zostanie ponad 110 milionów złotych. Chodzi o to, że średnio 70 procent budżetu konsumowana jest przez samych zawodników. Ten finansowy tort rośnie z roku na rok, a gwiazdy bogacą się i zarabiają więcej. Jeszcze do niedawna absolutnym liderem na liście płac był Bartosz Zmarzlik. Mistrz świata ma mieć umowę z Motorem na poziomie 5-6 milionów złotych. Wiele wskazuje na to, że za chwilę dogoni go lub nawet przegoni Leon Madsen. Duńczyk stał się hitem transferowym przeprowadzonym przez Falubaz Zieloną Górę. Były wicemistrz świata po latach startów opuszcza Włókniarz Częstochowa i przenosi się do nowego klubu, gdzie zarobi krocie. Oni jeszcze nie zdecydowali Pierwsze dni listopada powinny dać nam też ostateczną odpowiedź względem przyszłości kilku zawodników w PGE Ekstralidze. Ciągle nieznana jest przynależność klubowa Jakuba Miśkowiaka. Ten jeździ po klubach, rozmawia, negocjuje, ale nadal nie podpisał nigdzie umowy. Walczą o niego przede wszystkim Stal Gorzów i GKM Grudziądz. Na decyzję Miśkowiaka czeka m.in. Kacper Pludra, który chciał zostać w Grudziądzu na pozycji U-24, choć teraz mówi się, że obraził się na działaczy. Wielu kibiców zadaje sobie też pytanie, jaki będzie los były światowych gwiazd jak na przykład Nickiego Pedersena. Były mistrz świata intensywnie szuka klubu, ale nie wiadomo, czy znajdzie się chętny na jego usługi. To jedno z największych znaków zapytania rozpoczętej już giełdy transferowej, która potrwa przez dwa tygodnie.