Nie będzie żadnym nadużyciem stwierdzenie, że cała żużlowa Polska żyje dziś zamieszaniem wokół Fogo Unii Leszno. Z początku nic nie zwiastowało afery. Jeszcze podczas trwania tegorocznych rozgrywek ze swoim macierzystym zespołem pożegnał się Piotr Pawlicki, który wkrótce zostanie ogłoszony jako nowy zawodnik Betard Sparty Wrocław. Prezes Piotr Rusiecki szybko załatał dziurę po nim innym wychowankiem - Bartoszem Smektałą. Przy okazji wymieniono jeszcze co prawda Davida Bellego na Chrisa Holdera, ale to była już zmiana wyłącznie kosmetyczna. Sprawy skomplikowały się w miniony wtorek, gdy zmęczony po gali PGE Ekstraligi Jason Doyle najpierw nie dotarł na umówione spotkanie z Rusieckim, a wieczorem przesłał mu SMS-a z informacją, że mimo wcześniejszego - oficjalnie ogłoszonego kibicom - porozumienia nie będzie on dłużej reprezentował barw Byków. To o tyle poważny kłopot, że Australijczyk uchodził za drugiego lidera zespołu i na tym etapie transferowej karuzeli trudno znaleźć za niego godne następstwo. Działacze z Wielkopolski naprędce skontaktowali się z uwielbianym przez kibiców Grzegorzem Zengotą i szybko dopięli z nim targu, ale siła zespołu rażąco spadła. Wszystko wskazuje na to, że najbardziej utytułowanemu klubowi w Polsce przyjdzie za rok bić się o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Jason Doyle (znów) rozstaje się z rodziną Środowisko zostało spolaryzowane. Jedni chwalą Cellfast Wilki Krosno za bezlitosne osłabianie bezpośrednich rywali w walce o siódme miejsce w ligowej tabeli. Inni zarzucają beniaminkowi nieetyczność, a mistrzowi świata sprzed 5 lat najzwyczajniejszą w świecie sprzedajność. Gdzieniegdzie pojawiają się jeszcze plotki o rzekomych zaległościach finansowych Unii wobec Australijczyka, ale w całym tym rabanie umyka nam chyba jeden bardzo ważny aspekt - osobisty dramat Doyle’a. Tak, tak. To nie żadna literówka! Trudno wyobrazić sobie jak ogromnym ciosem dla zawodnika musi być odejście z drużyny, o której jeszcze przed niespełna rokiem wypowiadał się w tak ciepłych słowach. - Jestem bardzo szczęśliwy, że trafiłem do Leszna. Przyjęli mnie tutaj jak członka rodziny - deklarował żużlowiec z Antypodów w czerwcu 2021. - Czuję się tu jak w domu - zapewniał oficjalną stronę Grand Prix. Jak straszne rzeczy musiały przydarzyć mu się w tej niepozornej mieścinie, że zdecydował się opuścić rodzinne gniazdo, mimo iż tak niedawno deklarował chęć pozostania w nim na długie lata? Teraz nie będzie mógł już przecież spełnić marzeń o nawiązaniu do kariery swego legendarnego rodaka. - Liczę, że będzie to szansa, aby być trochę jak Leigh Adams i pozostać w tym samym klubie przez wiele lat. Mam nadzieję, że spełnię oczekiwania kibiców - mówił wszak stosunkowo niedawno. Przypomnijmy, że Adams reprezentował barwy leszczyńskiej Unii przez 15 sezonów, a więc - jak już wiemy - siedem i pół raza dłużej niż Doyle. Łatwo jest zarzucać komuś krzywoprzysięstwo czy koniunkturalizm. Mówić o ogromnych pieniądzach, jakie Doyle zarobi na Podkarpaciu. Trudniej jest się wczuć w jego osobiste rozterki, zrozumieć targające nim emocje. Szczęście w nieszczęściu, że Australijczyk ma już spore doświadczenie w tego typu "rodzinnych kryzysach". - Zarząd Włókniarza udowodnił, że naprawdę dba o zawodników. Nie jesteśmy tylko numerem. Jesteśmy traktowani jak rodzina - zapewniał częstochowskie media klubowe w maju 2020 roku. Niespełna 6 miesięcy później był już zawodnikiem Unii.