Po meczu z Motorem Lublin, w rozmowie z dziennikarzem Eleven - Tomaszem Lorkiem Piotr Pawlicki potwierdził, to o czym spekulowano od dawna. Zawodnik Fogo Unii Leszno ogłosił ze łzami w oczach, że po sezonie odchodzi z macierzystego klubu. Tajemniczą poliszynela jest, że w listopadzie podpisze kontrakt z Betard Spartą Wrocław. W ciągu dwunastu lat jakie spędził w domu, zdobył dwa wypchane po brzegi worki medali. Wrócisz mocniejszy - krzyczeli kibice do Piotra, który na pożegnanie ze Smoczykiem, jeszcze długo po zawodach pozował do zdjęć z kibicami Byków. Kasował miliony, nie dawał nic w zamian Młodszy brat Przemka, to typ niepokorny, enfent terrible polskiego żużla. Piotr zawsze chodził własnymi ścieżkami. Ze względu na swój trudny charakter, nigdy nie był też łatwy w prowadzeniu. Status wychowanka sprawiał jednak, że w Lesznie wszyscy na niego chuchali i dmuchali, a wiele rzeczy uchodziło mu płazem. Dlatego też związek Fogo Unii i Pawlickiego był momentami bardzo burzliwy, a od jakiegoś czasu trawił je poważny kryzys. Nie pomagały też wyniki żużlowca, który co raz częściej zawodził i zaliczał regularny regres formy, a jednak do najtańszych nie należał. - Innymi słowy kasował miliony, a nie dawał nic w zamian - słyszymy od jednego z prezesów. Abstrahując już od tego, że pomiędzy działaczami oraz Piotrem nie było chemii i szefowie klubu nie zbijali się o jego zatrzymanie na śmierć i życie, to Unia nie była także w stanie po części spełnić żądań Pawlickiego juniora. Zresztą napięcie na linii Piotr - klub często rosło przy kolejnych rozmowach kontraktowych. Niektórzy śmiali się, że w listopadowym oknie transferowym zawiasy w gabinecie prezesa zawsze były do wymiany. Były reprezentant Polski wciąż mocno się ceni, a dyktuje warunki, ponieważ wykorzystuje słabość rynku, na którym brakuje wartościowych polskich seniorów. I nikogo nie interesuje, że póki co wpadł w dołek, jedzie na nazwisku, skoro jest jeszcze stosunkowo młody, a na dodatek dysponuje olbrzymim potencjałem. To małżeństwo już tylko z rozsądku rozpadało się na naszych oczach. Obie strony doszły w końcu do wspólnego wniosku, że rozwód będzie najlepszym wyjściem. Sęk w tym, że do tego rozstania mogło dojść zdecydowanie wcześniej, ale po oddaniu bez żalu Smektały i Kubery, Pawlicki był ostatnim "chłopakiem z sąsiedztwa" w zespole. Leszno zawsze słynęło z kuźni talentów, stało wychowankami i działacze trochę obawiali się reakcji lokalnego środowiska na brak "swojaka" w składzie, a co za tym idzie jazdę samą armią zaciężną. Teraz będzie o tyle łatwiej rozstać się z Pawlickim, że na jego miejsce szykowany jest powrót jednego z synów marnotrawnych - Bartosza Smektały. Bilans zysków i strat wśród leszczynian wyjdzie więc na zero. Unia przy okazji zaoszczędzi parę grosza, a i w parku maszyn kupi sobie spokój, bo panowie choć pochodzą z tego samego ośrodka, to są jak dwie całkiem różne połówki jabłka. W Sparcie dostanie szkołę życia Wracając do sedna, trwanie w tym układzie nie miało sensu. Unia była zmęczona Piotrem, a Piotr dusił się w Unii. Drużyna, która niedawno był hegemonem na krajowym podwórku zaczęła mocno pikować w dół, a kariera Pawlickiego utknęła w martwym punkcie. Trzeba było odciąć pępowinę, zamknąć ten rozdział i zrobić twardy reset ustawień fabrycznych. Pawlicki potrzebuje nowego impulsu, iskry, która pozwoli mu odzyskać łatkę żużlowca stawianego, kiedyś na równi z Maciejem Janowskim i Bartoszem Zmarzlikiem. Z tym pierwszym, swoim bliskim przyjacielem spotka się we Wrocławiu. Ciekawe, czy obecność ziomka u boku pomoże Pawlickiemu wyjść z ostrego wirażu, czy raczej powstanie tam towarzystwo wzajemnej adoracji. Bardziej wierzę w scenariusz, że jeśli Pawlicki nie wstanie z kolan we Wrocławiu, to już chyba nigdzie. Piotr po leszczyńskich cudownych latach parasola ochronnego, potrzebuje bata nad głową, a słynący z twardych rządów i tak samo twardej ręki prezesa Andrzeja Rusko raczej nie pozwoli na wrzucenie granatu do szatni. Skończy się niańczenie i właściciele Sparty zgotują mu prawdziwą szkołę życia. 28-latek wejdzie z marszu do drużyny niesamowicie silnej, w której status gwiazd dzierżą: Janowski, Woffinden i Artiom Łaguta. Pawlicki będzie w ich cieniu, ale tego chyba w tej chwili najbardziej potrzebuje. Żeby światła reflektorów były skierowane na innych.