Działacze wściekli, że Wilki psują rynek Gromy posypały się na Cellfast Wilki Krosno, które awansowały do PGE Ekstraligi i zaczęły "podkupowanie" zawodników z innych klubów. Najpierw wyciągnęli z Leszna Jasona Doyle'a, a potem Krzysztofa Kasprzaka z Grudziądza. Obaj mieli już porozumienia ze swoimi dotychczasowymi pracodawcami. Być może ta lista jeszcze się poszerzy, bo beniaminek dalej szturmuje rynek. Rozumiem oburzenie działaczy klubów, które dzisiaj mają problem i muszą szukać zastępstw "last minute", ale muszę stanąć w obronie Wilków. Dlaczego? Po pierwsze to działacze PGE Ekstraligi sami stworzyli machinę kontraktową, która na starcie niemal uniemożliwia beniaminkowi zbudowanie konkurencyjnej drużyny. Chodzi o to, że gdy drużyna X wywalcza awans, to rynek jest na tyle przebrany, że nie ma w kim wybierać. Klub z Krosna wykazuje wielką determinację, aby powalczyć za rok o utrzymanie, więc musi "podkupywać" i przepłacać. Innej drogi nie ma. Oczywiście pewnie nie jest to najbardziej etyczne, ale z drugiej strony, gdyby Wilki i inni beniaminkowie w kolejnych latach nie zrobili na giełdzie czegoś ekstra, to co roku mielibyśmy casus Arged Malesy Ostrów, która po awansie nie zmieniła składu i przegrała wszystkie mecze. Trudno więc odbierać komuś szanse. Moralność? Nie wszyscy znają to słowo Druga sprawa to lojalność i wzajemne poszanowanie wśród prezesów, którego nie było i chyba nigdy nie będzie. Wilki nie są pierwszym klubem, które zrobiły takie akcje i nie ostatnim. Taki już jest dziki rynek transferowy w żużlu. Jeśli chcielibyśmy sprawiedliwości i równych szans, to giełda musiałby ruszać realnie 1 listopada (jak to jest w regulaminie), a nie w czerwcu, czy w maju. To oczywiście nie jest możliwe. Dlatego w tej całej sytuacji największe pretensje należy mieć do zawodników. Ci traktują kluby jak bankomaty. Oby tylko ta cała finansowa spirala nie skończyła się falą bankructw. Taka Fogo Unia Leszno, która jeszcze kilka lat temu dzieliła i rządziła w polskim żużlu, dzisiaj już nie nadąża za wzrostem płac na rynku i za rok będzie musiała walczyć o utrzymanie. To między innymi efekt ucieczki Doyle'a, który sam wystawił sobie najlepszą wizytówkę siebie i tego, jakim jest człowiekiem. W Lesznie mają za to Grzegorza Zengotę, którego powrót został przyjęty z wielkim entuzjazmem. I fajnie, bo może drużyna złożona z zawodników bardziej identyfikujących się z klubem sprawi, że kibice wrócą na trybuny. Ostatnio z frekwencją na Smoczyku bywało średnio. Krzysztof Kasprzak też poleciał na kasę, choć w tym wypadku GKM poniósł dużo mniejszą stratę. Były wicemistrz świata w ostatnim czasie wygląda trochę tak, jakby odcinał kupony i nie gwarantuje nic. Dlatego w Grudziądzu sobie poradzą - tak wierzę. Czytaj także: Mówił językiem Putina. Wróci kuchennymi drzwiami?