Kamil Hynek, Interia.pl: Czy sezon 2021 uznajesz za stracony? Wystąpiłeś w zaledwie czterech meczach ligowych. To nie za wiele. Paweł Miesiąc, zawodnik ZOOleszcz DPV Logistics GKM-u Grudziądz: Skłamałbym gdybym powiedział, że jest się czym szczycić. Liczba, którą podałeś nie powala na kolana, jest bardzo mała, ale czy sezon był stracony? Jeśli weźmiemy pod uwagę okoliczności, że nie jeździłem od początku rozgrywek, a do grudziądzkiej drużyny dołączyłem bardzo późno, bo dopiero przed szóstką kolejką i na dodatek musiałem walczyć o skład? Wiedziałem na co się piszę. Przed sezonem podpisałeś kontrakt z Unią Tarnów, ale jeszcze przed inauguracją poinformowano cię, że możesz sobie szukać nowego klubu. Zagranie poniżej pasa, nie takie były ustalenia? - Pewnie, że inaczej to sobie wyobrażałem, ale takie jest życie. Na nikogo się nie obrażam. Błąd? - Pretensje mogę mieć tylko do siebie. Pewnie gdybym podejmował jeszcze raz decyzję o wyborze klubu, postąpiłbym inaczej. Czasu już jednak nie cofnę, tak widocznie musiało być i już. Jest to jakaś nauczka na przyszłość. Naprawdę nie było u ciebie w stosunku do działaczy z Tarnowa nutki rozgoryczenia o formę rozstania? - Serio, nie mam żalu. Od razu dostałem zielone światło na zmianę otoczenia i błyskawicznie doszliśmy do porozumienia w sprawie wypożyczenia. Nikt w Unii nie robił mi z tego tytułu pod górkę, za co dziękuję. Ale było, minęło, zamknijmy ten temat. Nie uważasz, że ten sezon poszedł na marne? Jeszcze niedawno byłeś odkryciem PGE Ekstraligi i wydawało się , że zadomowisz się w niej na dobre. - Bez przesady, nic znowu takiego się nie stało żebym mógł tak myśleć. Ludzie doświadczają większych tragedii. Jestem sportowcem, to normalne w naszym "biznesie", że podejmujemy niewłaściwie decyzje i wpadamy w dołki. Grunt to z nich wyjść. Co mi z tego, że będę teraz lamentował, skoro to nic nie zmieni. Nie załamuję się, czekam z niecierpliwością na następny sezon. Ustaliliśmy już, że moje zawody ligowe w tym roku możemy policzyć na palcach jednej ręki. Nie wymagajmy nie wiadomo jakiego poziomu, od zawodnika, który nie jeździ regularnie. I nie ważne, czy jest to Miesiąc, czy żużlowiec X. Potem było wypożyczenie do Grudziądza. Przegrałeś rywalizację z Krzysztofem Kasprzakiem? - Ciągle czegoś mi brakowało żeby odpalić. Okazji do pokazania się nie było za wiele. Wracamy do rytmu meczowego, którego nie miałem. Do tego dochodziły duże przerwy między spotkaniami. Krzysiek fajnie zaprezentował się w Szwecji, później zaskoczył w Grudziądzu i nie dał argumentów żeby z niego zrezygnować. Liczyłeś na więcej. - Poziom punktowy mnie nie zadowalał. W każdym meczu czegoś brakowało, ale sam też sobie nie pomogłem. Raz gdzieś wpadła taśma, innym razem wykluczenie i te oczka uciekły, a dla GKM-u każdy punkt był na wagę złota. W ostatnim meczu np. przerwano mi bieg na prowadzeniu. W powtórce nieźle wyszedłem spod taśmy, ale popełniłem błąd i spadłem na koniec stawki. Byłem naprawdę o włos od dwucyfrówki. Ten wyścig zadecydował o mojej przyszłości w dalszej części sezonu. Co teraz, jakie masz plany? W tamtym roku mniej więcej o tej same porze celowałeś w PGE Ekstraligę. Teraz chyba nie ma na to szans i będzie trzeba się skupić na odbudowie na jej zapleczu? - Jeśli nadarzyłaby się okazją do podpisania umowy w PGE Ekstralidze, nie mówię stanowczego nie. Definitywnie tej furtki nie zatrzaskuje, bo wiem, że stać mnie na solidne punktowanie na najwyższym szczeblu. Interesują mnie jednak rozsądne i przejrzyste zasady. Nie mam zamiaru pakować się znowu do drużyny, w której jest nadwyżka zawodników. Walka o skład mnie nie interesuje, poszukam klubu, gdzie zostanę obdarzony pełnym zaufaniem. Jeśli będę zmuszony zejść do eWinner 1. Ligi, nie będzie to dla mnie problemem. Propozycje spływają? - Z tego co mi wiadomo nie można prowadzić rozmów z klubami. Czekam na rozwój sytuacji. Dwa lata rywalizowałeś o skład. Najpierw w Motorze jeździłeś na zmianę z Jakubem Jamrogiem i obu wyszło wam to bokiem. Teraz w Grudziądzu też musiałeś rozpychać się łokciami. - Dlatego chciałbym trafić do zespołu z jasnym celem i stuprocentową wiarą w moją osobę. A w którym momencie, według ciebie zaczęło to skręcać nie w tym kierunku, co trzeba? - Po dobrym roku 2019 nadszedł kolejny, w którym musiałem walczyć w Lublinie o skład i nie miałem czystej głowy. Zauważyłem, że w tym sezonie, w niektórych klubach nie było nadwyżki zawodników i to zaprocentowało pod koniec rozgrywek. Ja pół sezonu obejrzałem wtedy z trybun, wkradała się nerwowość i stanąłem z wynikami. Motor Lublin sięgnął po wicemistrzostwo Polski. Jest refleksja, że przecież jeszcze niedawno byłeś częścią tej ekipy i równie dobrze, to ty mogłeś odbierać we Wrocławiu srebrny medal? - Jasne, że chciałbym być częścią takiego zespołu, kibicowałem chłopakom w finale. Trochę tego zdrowia dla Motoru na torze zostawiłem, przywiązałem się do miasta. Kiedy umawialiśmy się na wywiad, oznajmiłeś mi, że akurat wybierasz się na grzyby. To jakaś forma relaksu, odreagowania? - (śmiech) Po prostu lubię w wolnej chwili od czasu do czasu wyskoczyć do lasu.