Jakub Czosnyka, Interia.pl: Radio Zet, Eleven Sports, Eurosport. Jak ty to w ogóle wszystko godzisz? Domyślam się, że praca pochłania przynajmniej trzy czwarte twojego życia. Michał Korościel, komentator sportowy w Eleven Sports i Eurosport oraz dziennikarz Radia Zet: Mi cały czas w życiu sprzyja szczęście. Nawet niespecjalnie się staram, żeby to połączyć. To jakoś samo się składa. W radiu szef proponuje mi konkretne godziny pracy i zawsze jakoś to spinam. Teraz na przykład mam zawsze weekendowe poranki oraz parę dni w tygodniu od 10 do 14 i to mi pasuje. Tak naprawdę to w lipcu i sierpniu, czyli w sezonie urlopowym mam w radiu trochę więcej pracy i wtedy może rzeczywiście ciężko jest to pogodzić. Ale myślę sobie, że jestem człowiek kompromisu. Potrafię się ubrać, pójść do pracy nawet w święta i nie marudzę. Wiem, że dzięki temu kiedyś szef będzie to pamiętał i jak będę potrzebował, to pójdzie mi na rękę. Czasami też trzeba się do kogoś dobrze uśmiechnąć i już. Jak już rusza sezon żużlowy, to w domu pewnie jesteś gościem. Czy ja wiem? Nie jest wcale tak źle. W Eleven szef mówi nam, że możemy spać w tym mieście, gdzie mamy transmisję meczu, ale my najczęściej chcemy wracać, bo każdy ma swoje życie i chce je prowadzić. Największy hardcore bywa weekendami. Podam ci przykład tego, co czeka mnie za tydzień. W piątek jadę na żużel, wrócę gdzieś w okolicach 2 w nocy, pojadę od razu do radia, prześpię się tam ze dwie godziny, o 6 rano zacznę audycję i dopiero później wrócę do domu. Bywa ciężko, ale znam ludzi, którzy mają mniej czasu ode mnie. Zresztą ja się nie lubię nudzić. Nawet jak siedzę w domu, to zaraz biorę gdzieś dzieci, żeby być aktywnym. Nie wierzę, że nie masz momentów, kiedy masz tego serdecznie dość. Czasami mnie straszą, że życie na wysokich obrotach kiedyś na starość mi się odbije czkawką. Ale w październiku mam takie uczucie, że powoli zaczynam myśleć o skokach, więc wtedy idealnie kończy się żużel. To samo jest w drugą stronę, bo skoki kończą się w marcu i chwilę później rusza ligowy sezon w żużlu. Cieszę się, że mam takie dwie dyscypliny, które się uzupełniają i prawie w ogóle się na siebie nie nakładają. Poza tym mam to szczęście, że mnie to nie męczy. Ja tą robotę po prostu lubię. I tak i tak bym oglądał żużel, czy skoki, bo to po prostu lubię. A jak coś lubisz, to się po prostu nie męczysz. Wiesz co sobie niektórzy mogą myśleć? Skoro gość obskakuje trzy fuchy - telewizja i radio, to pewnie śpi na kasie. Ha, pewnie, że takie rzeczy słyszałem. Gdyby to był początek lat 90-tych, to byłaby to prawda. Ludzie, którzy pracowali wtedy w radiu na przykład, to do dzisiaj mówią, że to było eldorado. Początek wolnych mediów. Jak powstała Wizja TV i wyciągała za pstryknięciem palca Przemysława Babiarza z TVP, to wówczas w grę wchodziły olbrzymie pieniądze. A teraz? Nie chcę narzekać. Jest mi nieźle. Jeśli ktoś chce zarobić duże pieniądze, żeby kupić sobie mieszkanie w Warszawie bez kredytu, to niestety, ale nie w mediach. No może media, ale nie jako dziennikarz. Świetnie zarabia tylko garstka. Także spokojnie, bez kredytów też niewiele bym zdziałał (śmiech). Słysząc twój entuzjazm w głosie strzelam, że tobie to zupełnie nie przeszkadza. Dobrze jest mieć pieniądze i nie martwić się tym, co się będzie jutro jadło. U mnie tak jest, więc już jest dobrze. Czy gdybym miał auto za 200 czy 300 tysięcy, to byłbym bardziej szczęśliwy? Pewnie, że nie. To tylko zabawka, która cieszy przez chwilę, a później powszednieje. Szczęścia trzeba szukać gdzieś indziej. To tak jak z tym zegarkiem Lewandowskiego za 400 tysięcy. Akurat nic do niego nie mam, ale stać go, to sobie kupił. A jakby go nie miał, to pewnie i tak byłby tak samo szczęśliwy. Żeby nie było - nie gardzę pieniędzmi i jak mam możliwość, to chcę zarobić, ale staram się znaleźć między tym balans. Chyba zadaję ci za łatwe pytanie, to teraz może czas na te trudniejsze. Dawaj. Najwyżej będę kłamał (śmiech). No dobra. Dlaczego nie lubisz Bartosza Zmarzlika? Nie no, dlaczego? To żart oczywiście, ale jesteś przecież z Zielonej Góry, (śmiech) Lubię Bartosza Zmarzlika. To fajny, poczciwy chłopak. Ale jeżeli chodzi o styl jazdy, to rzeczywiście nie jest moim faworytem. Oczywiście podziwiam, doceniam, ale w historii żużla znalazłbym takich, którzy bardziej mi stylowo odpowiadali.