Dariusz Ostafiński, Interia: Kiedy rozmawialiśmy przed poprzednim sezonem, mówił pan, że Motor ma drużynę na medal. Jednak medalu nie było. Krzysztof Cugowski, wokalista rockowy: Dlatego jest u mnie niedosyt po poprzednim sezonie. Zwłaszcza że wtedy skład był mocniejszy niż teraz. Na papierze. Wtedy jednak okazało się, że nie wszyscy jadą. I nie pomógł znakomity ruch, jakim było zatrudnienie Jarosława Hampela. On wprowadził znakomitą atmosferę w zespole, a jak był dobry, równy tor to i dwucyfrówki woził. Swoją drogą, to jak ten czas leci. Poznałem Hampela, jako juniora, jeszcze w Pile, a teraz to już starszy pan. Przynajmniej jak na sportowca. Dobrze, że Hampel w Motorze został. Nie ma natomiast Zagara, który miał taki mecz, że 18 punktów zdobył i był nie do ugryzienia. No, ale teraz mamy Kuberę. Szkoda, że bez prawa jazdy w trzech pierwszych meczach. Nie wiem, jak pan, ale moim zdaniem Motor źle zrobił, nie podejmując z Unią Leszno rozmów o zapłacie za Kuberę, co pozwoliłoby mu jechać w tych trzech meczach. Z tego co ja słyszałem, to prezes Jakub Kępa nie podchodził, bo czuł się źle potraktowany przy okazji poprzednich negocjacji dotyczących Hampela. - Jestem tego samego zdania. To znaczy, trzeba gadać, a obrażanie się nie ma sensu. Nie znam sytuacji, ale jeśli była możliwość, to szkoda. Dla Motoru trzy mecze bez Kubery to strata. Już pierwszy z Włókniarzem u się będzie ciężki. Z Kuberą mielibyśmy skład porównywalny do rywala i atut własnego toru. A tak, został nam tylko domowy tor. Dlatego obrażanie się na kontrahentów, to nie jest najlepszy pomysł. Jednak nie mój cyrk, nie moje małpy. Nie ulega jednak wątpliwości, że Kubera by się przydał od początku, bo zagadek w składzie Motoru jest wiele. Ciekaw jestem, jak pojedzie ten junior z Tarnowa, Mateusz Cierniak. Rok temu trzy raz go widziałem. Raz wypadł bardzo dobrze, dwa razy słabo. Drugi junior Wiktor Lampart też nie jest pewniakiem. Tu może trochę wyjdę poza sport, ale chłopak, który w wieku 18 lat zostaje ojcem, to zawsze problem. - A ja się do niedawna zastanawiałem, dlaczego on w rok zapomniał, jak się jeździ. W sezonie 2019 był świetny, w 2020 to już nie było to. Myślałem, że ta słabość mogła się wziąć z wegetarianizmu, do którego ma upodobanie. W żużlu trzeba mieć siłę, a oni wszyscy nie dość, że szczupli, to jeszcze jedzą tyle, co nic. I tylko korzonki. To, że zajął się sprawami damsko-męskimi, to oczywiście bardzo słuszne, ale wiadomo, że jak na głowie jest rodzina, a człowiek na dokładkę bardzo młody, to przełożenie to ma. Reasumując ,rok temu juniorzy Motoru mieli być najlepsi, a byli jednymi z najgorszych. Dobrze, że zostali Michelsen, Łaguta i Hampel, bo to jest przynajmniej jakiś solidny fundament. Doszedł Buczkowski. - I jak będzie jeździł tak, jak trzy lata temu, to super. A jak tak, jak przez ostatnie dwa sezony, to jest następna niewiadoma w Motorze. Nikt Buczkowskiemu niczego nie odbiera, bo on potrafi jeździć, jest solidnym zawodnikiem, ale pytanie, która wersja zwycięży. W Motorze pewnie żałują, że nie zwyciężyła ta wersja z transferem Bartosza Zmarzlika. - Ja myślę, że na to nie było żadnych szans. Dla niego jazda na drugi koniec Polski, to nie mogła być wielka radość. Drogi się ostatnio poprawiły i do Lublina można już łatwiej dojechać, ale ja od początku czułem, że z tego nic nie będzie. Poznałem trochę Stal Gorzów. Byłem tam na koncercie charytatywnym dla Tomasza Golloba. Prezes honorowy Władysław Komarnicki to organizował. Widziałem, ile kasy ludzie tam mają. W kilka godzin 800 tysięcy złotych zebrali. Widziałem pana, który wyłożył 100 tysięcy. Z kieszeni ich nie wyciągnął, bo byłoby trudno, ale takie wsparcie zadeklarował. Gorzów to bogate miasto w porównaniu z Lublinem. Motor to biedny wschód. Zresztą Stal nie mogła wypuścić Zmarzlika, bo byłoby po niej. Chyba jednak z tą biedą Motoru, to pan przesadza. Mają trzech potężnych sponsorów. Ich budżet jest szacowany na 12 milionów. - Słyszałem o siedmiu. Tak czy inaczej, ci sponsorzy, to spółki skarbu państwa. Dziś są, jutro może ich nie być. Tego typu firmy mogą zniknąć z dnia na dzień. To miałem na myśli, mówiąc o bogactwie Stali i biedzie Motoru. Mamy więc w Lublinie konglomerat trzech dużym firm i miasta. Jednak prywatnych firm, takich mniejszych i lokalnych, nie ma wcale. To jest ta bieda. Jak Bogdanka i Grupa Azoty nie zbankrutują, to będzie fajnie, co nie zmienia faktu, że oparcie się na takich podstawach jest zawsze problematyczne. Innego wyjścia jednak w Lublinie nie ma. Jakby nie spojrzeć chciałem zapytać, czy tych milionów nie można było wydać pana zdaniem lepiej? - Nie mam zielonego pojęcia. W żużlu jest ciężko kogoś kupić. Już rok temu był problem. Teraz fajnie wyszło z Kuberą, Cierniak też się przyda, a co do Buczkowskiego to podejrzewam, że był jedynym, którego realnie można było wziąć, bo chciał bardzo zmienić klub. Finalnie uzyskaliśmy zespół gorszy na papierze niż rok temu. Nie na czwórkę. Rok temu był na czwórkę, ale w praniu wyszło, że jednak nic z tego nie wyszło. Liga rusza bez kibiców, ale w Motorze pewnie staną wysięgniki. Pan się skusi? - Nie i bynajmniej nie dlatego, że mam lęk wysokości. Niewątpliwie jednak te wysięgniki stały się ważne, medialnie głośne. Wolałbym jednak, żeby więcej było o sukcesach sportowych, a mniej o wysięgnikach. W listopadzie głośno też było o klipie Motoru, w którym Cierniak i Buczkowski przylatują helikopterem na stadion, a tam wita ich Marcin Wójcik z Kabaretu Ani Mru Mru. - Medialnie Motor wygląda dobrze. Prezes Kuba Kępa ma dobre pomysły i tu niczego nie można mu zarzucić. I żeby było jasne, to w kwestii składu tez niczego nie zarzucam, bo przecież nie wiem, jak było. Może więcej się nie dało. A jak radzi sobie muzyk Cugowski w czasach zarazy? - Z koncertami jest słabo. W 2019 roku zagrałem ich sto. W 2020 powiedziałem zespołowi, że nie ma mowy, że teraz zagramy połowę. W marcu pojawił się jednak koronawirus i zagraliśmy piętnaście. Połowę bez publiczności. Nasza branża muzyczna została mocno skopana przez pandemię. Jest w fatalnym stanie. Nie mówię o sobie, bo coś tam mam, z głodu nie umrę. Dla młodych to jednak katastrofa. Wielu z nich zaczyna się rozglądać za innymi zajęciami. Nie mamy siły górników, nie pójdziemy z kilofami na Warszawę, nie podpalimy opon. Zresztą, o to, że dostajemy w łeb trudno mieć do kogoś pretensje. Chyba że do Boga. Jedynym ratunkiem wydają się szczepienia. - Tak. Nie ma żadnej innej alternatywy. Nie mamy jednak wpływu na to, jak szybko zostaniemy zaszczepieni. Akurat w tym przypadku widać słabość kolosa, jakim jest Unia Europejska. Dostawy są małe i zapóźnione, a jak będziemy dalej szczepić w tempie z pierwszych dwóch miesięcy, to całość tej akcji potrwa trzy lata. Pan już jest zaszczepiony? - Jestem po pierwszej dawce, drugą mam 20 kwietnia. Mnie jako 70 plus się należy. Można powiedzieć, że zaszczepiłem się przypadkowo, bo nie ma cierpliwości do kolejek oraz infolinii. Ktoś jednak wypadł z kolejki i się stało. Od razu jednak zastrzegam, że to nie było poza kolejnością. Czyli inaczej niż u pani aktorki Krystyny Jandy. Swoją drogą, to tamto głupio wyszło. - No głupio, albo raczej, jak zawsze. Pamiętajmy, że Polska po zaborach, okupacji hitlerowskiej i sowieckiej jest, jaka jest. Społeczeństwo musiało się borykać z różnymi sytuacji i żadnej władzy już nie wierzy. Nawet teraz, w wolnej Polsce. Te złe doświadczenia zostały nam w głowach, dlatego każdy radzi sobie, jak może, jak tylko potrafi. Wspomniał pan, że z koncertowaniem słabo, ale w pana mediach społecznościowych ostatnio sporo się działo. - I tak i nie. Jeden koncert zagrałem z ubiegłego roku z Krakowa. Sala na tysiąc osób była sprzedana, więc trzeba było to sfinalizować. Musiałem jednak zagrać dwa razy, bo można było zapełnić tylko połowę widowni. Potem zagrałem jeden koncert zamknięty, jeden z filharmonią. W kwietniu mam dać dwa, ale nie wiem, czy się odbędą. Jednak nie narzekam, bo ja sobie radę dam. Młodzi mają kłopot. Chyba też kłopot mają wszyscy ci, którzy pracują przy koncertach. - Zdecydowanie tak. Ludzi od ustawiania sceny, światła, dźwięku. Oni mają wiele rzeczy wziętych w leasing. Wiem, że część z nich oddaje sprzęt, bo ich nie stać na płacenie rat z własnej kieszeni. W sumie cała branża rozrywkowa jest na łopatkach. Jesteśmy bezradni, bo rozrywka jest na końcu tego łańcucha. Żyć bez tego można. Sport, ten zawodowy, jest niewątpliwie w lepszej sytuacji. Olbrzymie kontrakty pozwalają rywalizować bez kibiców. - Tak. Jako muzyk zagrałem już w radio i telewizji, to co było do zagrania bez ludzi. Teraz mogę mieć nadzieję na ogólną poprawę sytuacji. Mam jednak wrażenie, że w rocznicę pandemii jesteśmy w gorszej sytuacji niż w marcu 2020. - Jak to się zaczęło, to mówiło się, że to potrwa dwa, w najgorszym razie trzy miesiące. Pamiętam, że wtedy pewien profesor medycyny powiedział mi, że to potrwa minimum dwa lata. I oby miał rację. Rok już minął, ten drugi też jakoś zleci. Dziś te dwa lata to jest ta wersja optymistyczna. A poza tym każde pokolenie musi mieć swój kataklizm. Dobrze, że nie mieliśmy wojny światowej. Był jednak stan wojenny, a teraz ta zaraza. Bilans każdego pokolenia musi wyjść na zero. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź