Jakub Czosnyka, Interia.pl: Jak pan czuje się w Motorze Lublin? Krzysztof Buczkowski, zawodnik Motoru Lublin: Bardzo dobrze. Może trochę moja aklimatyzacja przebiegła nieco zbyt długo, ale teraz jest już w porządku. Czuję się pełnoprawnym zawodnikiem tej drużyny. Tworzymy fajną, zgraną paczkę, co widać po wynikach. Co ma pan na myśli mówiąc, że aklimatyzacja przebiegła zbyt długo? Czułem się wyśmienicie. Nowe otoczenie, fajny klimat. Wszystko do momentu meczu z Włókniarzem. Przywiozłem dwa zera i ciężko było mi pozytywnie myśleć. Teraz jest już jednak inaczej. Otrzymałem dużo pozytywnej energii od kibiców i zarządu klubu. Mam w sobie dużą chęć rywalizacji, walki. Chcę zdobywać wiele punktów dla Motoru. Presja ciąży? Ona jest i będzie. Zaczęliśmy bardzo dobrze sezon i teraz nie wypada jechać gorzej. Oczywiście wiemy, że to jest tylko sport. Na razie idzie nam jednak dobrze. Nie nakładamy na siebie zbędnego ciśnienia. Trenujemy i wszystko wychodzi perfekcyjnie. Ma pan już za sobą powrót do Grudziądza i mecz przeciwko macierzystemu klubowi. Domyślam się, że emocje buzowały w pana głowie. Łatwo nie było. Spodziewałem się jednak, że to będzie wymagające spotkanie pod względem mentalnym, ale i sportowym, bo GKM u siebie jest naprawdę silny. Potwierdzili to w rywalizacji z nami. Myślę, że ten remis był adekwatny do tego, co działo się w trakcie meczu. Rozmyśla pan czasami nad powrotem do Grudziądza? Chciałbym pan w ogóle tego? Moja decyzja przejścia do Lublina była w pewnym sensie ryzykiem. Nie myślę jednak, co będzie w przyszłości. Chcę zagrzać miejsce w Motorze na dłużej, niż tylko jeden rok. A co do powrotu do Grudziądza, to okaże się w przyszłości. Nie zamykam się na żadną opcję, ale na razie moje myśli są gdzieś indziej. Oczywiście macierzystemu klubowi życzę jak najlepiej. Jak pan sobie zorganizował całą logistykę? Z Grudziądza do Lublina w jedną stronę jedzie się 5 godzin. To wszystko odbywało się na zasadzie prób i błędów. Bazę i mechanika mam w Tarnowie. Osobówką dojeżdżam do Lublina, czy Tarnowa, chociaż zdarza mi się lecieć też samolotem do Lublina lub Krakowa. W każdym razie nie ma z tym większego problemu. Zresztą często i długo jestem w Lublinie. Jak mamy trening we wtorek czy środę, to zostaję tam już do samego meczu. Naprawdę nie mam na co narzekać. Słyszał pan takie głosy, że niektórzy widzieli w Lublinie Pawła Miesiąca, który długo szukał klubu? Oczywiście, że takie głosy docierały, ale tylko z mediów. W klubie dostałem informację, że prawdziwe i rzetelne wiadomości dowiem się bezpośrednio od działaczy. Tego się trzymam. Nikt w klubie o tym nie mówił, nie wspominał, więc po prostu robiłem swoje. Może na razie nie wygląda to zbyt kolorowo u mnie, ale widzę światełko w tunelu. Trochę mam jeszcze pecha, ale wszystko powinno wrócić na dobre tory. Sam po sobie czuję, że lepiej prowadzę motocykl, a to jest ważne. Praktycznie na każdym treningu w Lublinie łapię luz i lepiej zachowuje się na motocyklu. Jest coraz lepiej. Nie popadam w hurraoptymizm, ale czuję, że jest lepiej. W szkolnej skali od 1 do 6 jakby się pan ocenił? Cieszy mnie to, że drużyna wygrywa. Przegraliśmy tylko jeden mecz w Gorzowie i to trochę mnie ratuje. Dałbym sobie więc taką dwójkę z plusem. Mam nadzieję, że pozytywna tendencja będzie się utrzymywać. Zresztą ja wiedziałem, że początek będzie trudny, ale już wszystko idzie w dobrą stronę. Miał w ogóle takie myśli, że jak coś nie pójdzie w Motorze, to za rok czeka na pana eWinner 1. Liga? Staram się być tu i teraz. Wiem o tym, że PGE Ekstraliga jest coraz mocniejsza. Trzeba się nieźle uwijać, żeby się tu utrzymać. Nie ma miejsca na żadne braki sprzętowe. Nie myślę więc o tym, że to może być mój ostatni sezon w tej lidze. Tak naprawdę, gdybym został w Grudziądzu, to nie wiem, czy znalazłbym w sobie motywację do treningów. Przygotowania w zimie są naprawdę ciężkie i monotonne, dlatego trzeba mieć odpowiednią motywację. Po zmianie klubu ja ją znalazłem. Wierzę głęboko, że w przyszłym roku nadal będę jeździł w PGE Ekstralidze. Słyszę duży optymizm w pana głosie. Rok temu dało się u pana odczuć takie zniechęcenie i znużenie. Nie ma co ukrywać, że w tamtym okresie byłem zniechęcony i zrezygnowany. Cała praca, którą wkładałem nie dawała rezultatów. Żałuję tylko jednego, że nie zacząłem w tamtym roku wcześniej pracować nad swoją głową. Teraz to zmieniłem. Do każdego biegu podchodzę w ten sposób, że chcę dać z siebie wszystko i z każdym mogę wygrać. Mam więcej optymizmu i wiary w siebie. To dla mnie zmiana in plus względem poprzedniego sezonu. Współpracuje pan z psychologiem? Nie. Mam znajomego, który jest trenerem mentalnym. Z nim dużo rozmawiam, korzystam z porad. Jestem doświadczonym zawodnikiem, więc muszę sobie ze wszystkim radzić. Za zeszłoroczny słaby wynik w Grudziądzu nie odpowiadałem tylko ja sam, a czułem się tak, jakby to była moja wina. Dlatego trzeba być odpornym na takie sytuacje. Gdzie tkwi problem Krzysztofa Buczkowskiego? Może to wina po prostu sprzętu, dopasowania się? Żużel jest specyficzny. Musi zagrać wszystko - sprzęt, dyspozycja dnia, fizyka zawodnika, pewność siebie. Wszystko musi się w jednej chwili połączyć. Na sprzęt na pewno nie mam co narzekać. W tym roku mam nowe jednostki, ale jeżdżę też na starszych. W poprzednim sezonie nie poradziłem sobie mentalnie i według mnie to jest główna przyczyna moich wyników. Ale już o tym nie myślę. Mamy nowy sezon, nowe wyzwania. Kto przygotowuje panu silniki? Współpracuję od dawna z panem Ryszardem Kowalskim. Nie mogę narzekać na naszą kooperację. Nie czuję w ogóle potrzeby zmiany. To już na koniec. Czy pana Motor Lublin ma już pewne miejsce w play-offach, skoro tak dobrze wam idzie? Nic nie jest jeszcze pewne. Po wygranej Włókniarza w Gorzowie jest pięć drużyn, które dzisiaj się liczą. A może jeszcze ktoś inny się obudzi i doskoczy do tej walki. PGE Ekstraliga zaskakuje. Wszystko jest możliwe. Myślę natomiast, że walka będzie toczyć się do ostatniej kolejki o tą czwórkę. W ogóle bym takiego scenariusza nie wykluczył. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź