Rozmowa Bez Hamulców to cykl wywiadów o życiu ludzi związanych z tym niebezpiecznym sportem. Wchodzimy za kulisy, pytamy i szukamy odpowiedzi. Także tych trudnych. W każdą sobotę na portalu Interia. Zapraraszmy! *** Jakub Czosnyka: Od lat jest pan związany z Unią. Tyle, że raz z tarnowską a raz leszczyńską. Do którego klubu jest panu bliżej? Janusz Kołodziej, zawodnik Fogo Unii Leszno, reprezentant Polski na żużlu: Przez długie lata bez wątpienia bliżej było mi do Unii Tarnów. To klub, w którym się wychowałem i przeżywałem wiele przygód. Ale życie toczy się dalej i dzisiaj jestem w Unii Leszno - najbardziej utytułowanym klubie w Polsce. Bardzo się cieszę, że tam trafiłem. Przez ten fakt w tym momencie jest mi więc bliżej do Unii Leszno. Oczywiście mieszkam dalej pod Tarnowem, tu się wychowałem. Natomiast, jeśli chcesz jeździć na żużlu i cieszyć się jazdą, to Leszno na pewno jest dobrym miejscem do tego. Mógłbym też dodać, że jestem zadowolony z faktu, że udało mi się zmienić klub raz czy dwa. Staram się nie szukać większych wrażeń i jeżdżę tam, gdzie się dobrze czuję. A los tak chciał, że obracałem się do tej pory wokół tych dwóch klubów. Pieniądze są w tym wszystkim ważne, ale na pewno nie najważniejsze. Chciałby pan kiedyś wrócić do Unii Tarnów? To jest trudne pytanie, bo nie wiemy, jaka będzie przyszłość. Kiedyś gdy jeździłem w Tarnowie, to mówiłem, że chciałbym spróbować jazdy w Unii Leszno, więc może teraz będzie na odwrót. Zresztą pamiętam, że po pierwszym transferze do Leszna nie sądziłem, że tak szybko wrócę do Unii Tarnów, a tymczasem zaczęto budować tam naprawdę mocny skład i nasze drogi znów się skrzyżowały. Chcę też podkreślić, że wszystkie zmiany, do których dochodziło poza aspektami sportowymi miały też wymiar prywatny. Czułem, że te ruchy były mi potrzebne. A jak wyglądają pana relacje z władzami Unii Tarnów? Prowadzi pan szkółkę mini żużla. Pana adepci mogą trenować na miejscowym torze? Udało się podpisać umowę na mocy, której moi adepci mogą trenować w Tarnowie. Ja od dwóch, trzech lat trochę mniej w tym uczestniczę. Po prostu brakuje mi czasu. Przez pierwsze trzy lata funkcjonowania szkółki większość treningów prowadziłem praktycznie sam. Miałem oczywiście parę osób do pomocy. Uczyłem się tego. Trochę jednak spasowałem. Doszedłem do wniosku, że nie wyrabiam czasowo i nie skupiam się odpowiednio na swoim sezonie. Musiałem trochę więcej czasu poświęcić samemu sobie. A co do naszych relacji z klubem, to rzeczywiście nie zawsze było kolorowo, ale udało nam się dogadać finansowo i dzieciaki mogą trenować w Tarnowie. Co prawda tych treningów w ostatnim czasie nie było zbyt wiele, ale wolę nie narzekać, żeby w przyszłości też udało się coś podziałać. Które odejście z Tarnowa było dla pana trudniejsze? To z 2009 czy 2016 roku? Zdecydowanie to pierwsze. Czułem wtedy, że chcę kończyć karierę. Nie miałem tej frajdy z jazdy na żużlu. To trzeba przeżyć, żeby wiedzieć, co mam na myśli. Nie chcę na nikogo narzekać, ale klimat w Tarnowie mi nie sprzyjał. Spadliśmy z Ekstraligi, później awansowaliśmy, ale dla mnie to nie było to. Wiedziałem, że albo kończę karierę, albo spróbuję jazdy w innym klubie. Wyszło na to, że trafiłem do Leszna i nie dość, że sezon 2010 był moim najlepszym w życiu, to w ogóle spotkała mnie świetna przygoda. Dodało mi to takiego kopa, że do dzisiaj jeżdżę.