Miasto Tarnów na kewlarze Tomasza Golloba Ciemne i ołowiane chmury znów zbierają się nad żużlem w Tarnowie. Prezes spółki żużlowej - Daniel Bałut wystosował rozpaczliwy apel do prezydenta miasta. Napisał list otwarty, w którym błaga o pomoc. W korespondencji do Romana Ciepieli najbardziej uderza fragment, że brak wsparcia ze strony Ratusza może doprowadzić do wycofania drużyny z rozgrywek. Wywieranie presji mające na celu znalezienie sobie szybkiego alibi na wypadek gdyby klub faktycznie upadł? Próba zepchnięcia odpowiedzialności na prezydenta i jego ludzi, że nie kiwnęli nawet palcem, aby pomóc dyscyplinie, która od początku swojego istnienia była sportowym oknem wystawowym dla miasta? Być może. Wydaje się jednak, że sytuacja klubu jest beznadziejna i nie chodzi tylko o to, że Grupa Azoty wciąż nie zdeklarowała, czy poda kolejną kroplówkę żużlowcom. Teraz gra toczy się o to, pod który gabinet skierować protestujących fanów z taczkami. Prezydent zdążył już wydać wyrok na żużlowców. W lokalnej rozgłośni RDN pan Ciepiela zapowiedział, że spółka może wybić sobie ciężkim młotem z głowy dodatkową kasę z miasta. Padły oklepane formułki, że żużel jest sportem zawodowym i musi radzić sobie sam, a Ratusz wspiera na ile może. Dawniej, za czasów prezydenta Bienia nie było problemów, żeby kasa z budżetu Tarnowa szła do klubu z tzw. puli na promocję miasta. W 2004 i 2005 roku, kiedy Unia Tarnów sięgała po pierwsze w historii tytuły mistrzów Polski, Tomasz Gollob paradował z pięknym logiem Miasta Tarnów na kewlarze. Reklamował go w cyklu Grand Prix. Korzyści dla miasta okazały się nieporównywalnie większe niż włożone środki. Prezydent jak Nicki Pedersen Wyobrażam sobie miasto pod rządami Ciepieli te osiemnaście - dziewiętnaście lat wstecz. Prezydent ogrzewałby się w blasku sukcesów żużlowców, zasiadałby dumnie w rozpadającej się loży VIP Stadionu Miejskiego, a potem wciskał ludziom, że skoro klub tak świetnie prosperuje, to on nie musi nic robić nic poza zajadaniem się przekąskami z klubowego cateringu. Aktualnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym występują siatkarki i piłkarze ręczni z Tarnowa, a pan Ciepiela jest częstym gościem na tych wydarzeniach. W końcu gdyby nie on, nie powstawałaby piękna hala. Zresztą niektórzy śmieją się, że pan prezydent w przerwach między setami strzela spod taśmy niczym Nicki Pedersen. W strefie bufetowej zawsze pierwszy melduje się przy szwedzkim stole z wiejską. To nie jest raczej przypadek, że prezydent wszędzie jest wygwizdywany. Trochę jak w tym powiedzeniu, że jak ktoś na kogoś pluje, a ten drugi twierdzi, że deszcz pada. Mieszkańcy uważają, że Tarnów jest na poziomie żużlowców, czyli szoruje po dnie i zmierza do nieuchronnej degradacji, natomiast gospodarz z dumą opowiada, że gospodarka kwitnie i Tarnów nigdy tak świetnie nie prosperował. Ostatnią flagową inwestycją, którą okrzyknięto żartobliwie oczkiem w głowie prezydenta jest postawienie w jednej z dzielnic miasta naszpikowanego bajerami automatycznego wychodka. Koszt inwestycji wyniósł bagatela 300 tysięcy złotych. To są te detale. Na sport zawodowy nie ma, ale w centrum powstają takie rarytasy. Proponuję jeszcze wkręcić złote klamki, zamontować podgrzewaną deskę i zwiesić pachnący fiołkami papier toaletowy z wzorkiem w dolary. A kto bogatemu zabroni? Jak szaleć, to szaleć! Albo jak szalet, to szalet! Na drobne usprawiedliwienie prezydenta trzeba dodać, że nie jest bajki z partii rządzącej i mimo wszystko ma w wielu kwestiach związane ręce. Inna sprawa, że kibice w Tarnowie nie są przyzwyczajeni do dziadostwa w wykonaniu żużlowców. Dla nich poprzednie lata to szok. Przecież mówimy o jednym z najbardziej utytułowanych ośrodków minionej dekady. Dlatego coraz częściej powtarzam, że reanimacja trupa nie ma sensu. Potrzebna jest terapia wstrząsowa, świeże otwarcie i wyjście zza zabetonowanego układu zamkniętego. Kibice muszą nabrać głodu, dystansu, nawet kosztem brutalnego resetu, jakim byłaby roczna karencja. Jestem bowiem jakoś dziwnie spokojny, że fani chętniej wrócą na stadion, kiedy po burzy wyjdzie słońce już z nowym podmiotem w Mościcach.