28-letni Łotysz raczej nie mógł się spodziewać, że będzie jeździł w tym roku w cyklu Grand Prix i to aż w połowie turniejów. Zazwyczaj jest tak, że w Indywidualnych Mistrzostwach Świata występuje jeden, w porywach dwóch rezerwowych - Lebiediew był trzecim zawodnikiem do uzupełnienia stawki. Łotysz znalazł się jednak w gronie szesnastu najlepszych przez wykluczenie Rosjan z rywalizacji oraz kontuzje Martina Vaculika i Andersa Thomsena. O ile w Cardiff Lebiediew poradził sobie całkiem przyzwoicie, bo zdobył pięć punktów (sześć do klasyfikacji), o tyle we Wrocławiu było dużo słabiej. Łotysz zakończył zawody na ostatnim miejscu z zaledwie jednym punktem na koncie. Po zawodach nie krył rozgoryczenia. - Co mogę powiedzieć? Siedzę w tej pierwszej lidze, półamatorskiej, i wychodzi na to, że sam jestem półamatorem. Kiedy nie masz styczności z czołówką wychodzi tak, że masz delikatnie niedopasowany sprzęt i już jesteś 20 metrów z tyłu - powiedział Lebiediew w rozmowie z Interią. Lebiediew: muszę się zastanowić, co dalej z karierą - Czuję, że jako zawodnik mogę walczyć z czołówką swoimi umiejętnościami, tym, że nie puszczę gazu i że jadąc w kontakcie wiem, co mam zrobić, ale jak "fura" nie jest odpowiednio dopasowana to jest ciężko - przyznał szczerze zawodnik. - Jeżdżąc na co dzień w pierwszej lidze jest tak, że nawet jak nie jesteś do końca dopasowany to i tak zrobisz jakieś punkty i nie zwracasz na to uwagi, bo i tak zrobi się jakąś "dyszkę" - tutaj to widać. Zobaczcie na Fricke’a. Zszedł do pierwszej ligi i też nie może się połapać w cyklu, tylko w Warszawie mu się udało. To kwestia braku jazdy z czołówką na co dzień - tłumaczył przyczyny swojego słabego występu Andrzej Lebiediew. - Teraz wracam do domu ze smutną miną i muszę się po prostu zastanowić, co dalej z moją karierą, bo nie wiem, co mam zrobić, żeby ktoś, kurczę, w końcu we mnie uwierzył i dał szansę jazdy w PGE Ekstralidze. Będę robił wszystko, żeby awansować, żeby moja drużyna, Wilki Krosno, awansowała do Ekstraligi i dała mi możliwość rozwoju, szansę jazdy w Ekstralidze. Myślę, że wtedy byłoby dużo, dużo łatwiej o punkty w cyklu - mówił 28-letni Łotysz w rozmowie z Interią. Andrzejowi Lebiediewowi łzy napływały do oczu Łotysz przyznał, że problem z jazdą w eWinner 1. Lidze jest taki, że w meczach ligowych nie musi aż tak mocno eksploatować swoich silników, żeby osiągać dobre rezultaty, a co za tym idzie, nie zna ich tak dobrze, jak najlepsi żużlowcy na świecie, pomimo tego, że jego wyposażenie jest również z wysokiej półki. - Sprzęt mam odpowiedni, nie kalkuluję w tym temacie. W tym roku kupiłem cztery nowe jednostki napędowe, mam też jeszcze inne z poprzedniego sezonu - nie oszczędzam na tym. Mam sprzęt z czołówki, ale w pierwszej lidze nawet jak nie do końca trafisz z ustawieniami, to i tak pojedziesz, zrobisz dobre punkty. Tutaj to tak nie działa i dlatego nie do końca rozumiem te silniki - przyznawał bez ogródek. - Jak jedziesz w takiej stawce, gdzie jest naprawdę śmietanka zawodników, to już nie da się tych punktów łatwo zdobyć i drobne błędy w ustawieniach decydują o tym, czy jesteś z przodu, czy z tyłu. Niestety przez tyle lat jeżdżenia, w tej - której nienawidzę - pierwszej lidze, kurczę, po prostu jestem w tym miejscu, w którym jestem. Chcę się rozwijać, chcę być dobrym żużlowcem, pracuję ciężko fizycznie, mentalnie, finansowo, wkładam w to mnóstwo pieniędzy, ale już naprawdę nie wiem, co mam robić. Mówię to i łzy mi do oczu napływają, bo chcę zrobić dobrą karierę, a cały czas mi się to nie udaje - przyznawał załamany żużlowiec. Lebiediew wspomniał, że najlepszą drogą do PGE Ekstraligi może okazać się awans z Cellfast Wilkami Krosno. Krośnianie co prawda przegrali pierwszy mecz półfinałowy w Łodzi 41:49, ale wciąż są faworytem do awansu do finałowego dwumeczu. W tym temacie Lebiediew był już bardziej optymistyczny. - Kurczę, rozniesiemy ich i tyle! Zrobię wszystko, żeby awansować do tego finału i awansować z Krosnem do Ekstraligi, bo tylko taką ścieżkę rozwoju widzę dla siebie. A jak się nie uda, to dam sobie spokój i będę zajmował się rodziną - zakończył, już z uśmiechem na ustach, Andrzej Lebiediew. Zobacz także: To przyczyna odpadnięcia Zmarzlika w półfinale Grand Prix Polacy mieli być najlepsi, a nie byli nawet na podium Makabryczny upadek! Zawodnik na sygnale odwieziony do szpitala