W wyniku rozerwania rany, która była szyta, Janusz Kołodziej musiał mieć usztywniony palec, by nie doszło do bardziej rozległej kontuzji. Reprezentant Fogo Unii Leszno dopiero w drodze na stadion Olimpijski ściągnął opatrunek i rozciągał dłoń. Przypomnijmy, że Kołodziej uległ kontuzji po kraksie, którą zaliczył na treningu. - W zeszłym tygodniu w czwartek rozerwała mi się rana, którą miałem szytą. Od czwartku do niedzielnego meczu chodziłem z usztywnionym palcem. Po drodze na stadion ściągnąłem usztywnienie i rozciągałem dłoń żeby się rana nie rozeszła. Wychodzi na to, że będę mógł wznowić treningi, choć nie ma co ukrywać, strasznie bolą mnie palce. Jak rany zejdą, to będzie można robić coś więcej. Aktualnie uważam na to, by ręki nie moczyć i można powiedzieć, że jest ona byle jaka - wyznał Janusz Kołodziej. Myślał, że Janowski robi sobie jaja Janusz Kołodziej słynie z długich godzin spędzonych na torze, na treningach, a także z testowania wielu rozwiązań w motocyklu. Tym razem przez tydzień przed meczem ze Spartą Wrocław nie siedział na motocyklu. Na szczęście dla leszczyńskich fanów, wrocławski tor należy do ulubionych torów Kołodzieja. Kapitan Unii w trakcie spotkania dwukrotnie na dystansie uporał się z ulubieńcem wrocławskich kibiców, Maciejem Janowskim. Kołodziej w pewnym momencie myślał, że Janowski robi sobie z niego jaja. - Ten tor bardzo pasuje pod mój styl jazdy lub sprzęt. Nie mogłem w tym tygodniu trenować. To był tydzień bez żużla, a wcześniej zawsze się przygotowywałem naprawdę mozolnie do zawodów. Tym razem nie mogłem brać udziału w żadnym treningu. Dziś myślałem o tym, żeby tylko puścić sprzęgło. Nie podoba mi się to. Nie czuję tego do końca. Miałem we Wrocławiu dużo szczęścia, że udało mi się wyprzedzić Maćka Janowskiego. Myślałem, że sobie robi jaja i mnie puszcza, żeby dać mi nadzieję. Coś udało się mi się uzbierać we Wrocławiu. Mamy fajną drużynę i wszyscy się starają, ale proszę mi wierzyć, że wszystko się nie ustabilizowało na tyle, żebyśmy mogli wyciągnąć to, co najlepsze. Może być tak, że te najlepsze silniki są schowane. Wciąż nie ma dogodnych warunków do jazdy. Męczymy się z tym. Ja na przykład nie zdążyłem się rozjeździć, a już miałem przerwę. Zupełnie bez sensu dla mnie. Jakby mi ktoś powiedział, że zrobię 15 punktów w meczu ze Spartą, tobym nie uwierzył - powiedział Janusz Kołodziej. Ścigał się ze swoim podopiecznym Bartłomiej Kowalski to podopieczny akademii Janusza Kołodzieja. W niedzielnym spotkaniu ta dwójka dwukrotnie stawała naprzeciw siebie pod taśmą i dwukrotnie Kołodziej okazywał się lepszy. Niemniej jednak w 12. biegu wyprzedził Kowalskiego dopiero na trzecim okrążeniu. - Każdy ma swoją drogę. Bartek Kowalski nie czeka, aż mu wszystko przyjdzie samo. On docieka wiedzy, by być jak najlepszym. Stara się wykorzystać wszystko, co się da. Naprawdę nie mogłem mu dać rady. Jechałem bieg po biegu, w motocyklu zmieniłem tylko oponę na nową i ten motocykl miał już inną moc. Wydaje mi się, że był za ciepły, a lubię schłodzić silnik. Już tak super nie szedł jak wyścig wcześniej. Bartek to wykorzystał, ale nadal nie miał tak szybkiego sprzętu, jak ja, więc udało mi się pokombinować i go wyprzedzić - zakończył Janusz Kołodziej.