Do wrocławskiego klubu wpłynęło pismo, w którym PZM wnosi o okazanie umowy kupna obu zawodników oraz wpłacenie określonego procentu od transakcji do kasy związku. Sęk w tym, iż takowa umowa nie istnieje, a do kasy związku nie wpłynęła choćby złotówka. Zdaniem prezesa WTS, Andrzeja Rusko nie może być mowy o żadnej umowie, bowiem wedle ekspertyz obaj zawodnicy byli do pozyskania za darmo. - Jesteśmy w posiadaniu dokumentów, które świadczą o tym iż obaj zawodnicy są wolni, bez przynależności klubowej. Ich dotychczasowy pracodawca został postawiony w stan likwidacji. Jesteśmy przekonani, że PZM weźmie nasze racje pod uwagę i zaakceptuje nasze posunięcie - twierdzą działacze z Dolnego Śląska. Odmiennego zdania są Pilanie. - Za obu żużlowców należało zapłacić blisko 400 tysięcy złotych. Te pieniądze do nas nie wpłynęły. Prezes Rusko nie ma racji. Istnieje znaczna różnica między klubem zlikwidowanym a postawionym w stan likwidacji. Zagrywki Wrocławia to ujma dla zdrowych zasad. Inne kluby właściwie oceniły sytuację i odstąpiły od tego rozwiązania. Tylko działacze z Wrocławia poszli tą ścieżką. To kolejny przykład kiedy działacze z Wrocławia stosują własne prawo. My będziemy walczyli o swoje racje. To, że upadamy nie znaczy, że damy się wykorzystać. Szkoda tylko, że na tym zamieszaniu mogą ucierpieć sami zawodnicy - twierdzi pilski działacz a zarazem likwidator Polonii, Romuald Mencel. W sojuszu z Atlasem pozostaje Bydgoszcz, która powołując się na identyczny casus nie uiściła do Piły opłaty za transfer Krystiana Klechy. Oby po rozstrzygnięciu sporu pilskim działaczom nie było blisko do znanego w literaturze stwierdzenia "rozdziobią nas kruki wrony..."