Mistrz świata z 2017 roku delikatnie mówiąc nie należy do najbardziej wiernych jednym barwom klubowym. Jason Doyle - określając to wprost - idzie tam, gdzie mu lepiej zapłacą. I nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie jego śmiesznie, wręcz kuriozalnie brzmiące słowa przy każdej zmianie pracodawcy. Teraz Doyle chce przypodobać się fanom Ipswich Witches. Stwierdził, że to coś więcej niż klub, że to jest dla niego jak rodzina. Oczywiście rozumiemy postawę Doyle'a i jego ogromną chęć zrobienia dobrego wrażenia. Ale w stu procentach rozumiemy też polskich kibiców, którzy doskonale znają tego zawodnika i jego podejście. Nie ma co ukrywać, Doyle idzie po prostu tam gdzie lepiej mu zapłacą. I to jest absolutnie normalne. Problem tylko w tym, że często o zmianie decyduje na ostatnią chwilę, zostawiając kogoś na lodzie. Tak zrobił choćby rok temu z Unią Leszno. Nie mogą powstrzymać śmiechu. Doyle ich rozbawił - Ludzie, trzymajcie mnie. Doyle mówi, że jakiś klub jest dla niego jak rodzina. Ja chyba nie wierzę w to, co czytam. Jason, na pewno wszystko dobrze? - napisał pan Tomasz z Gorzowa. - Tak, u niego wszystko dobrze. Mówi tak, bo stamtąd dostał najlepszą ofertę. Za rok będzie mówił inaczej. Albo po prostu będzie mówił to samo, tylko o innym klubie. Wszyscy już dobrze znają te zagrywki. Jason już się nie zmieni - wyjaśnił pan Marcel z Torunia, w którym Doyle jeździł kilka sezonów. Zawodników o reputacji podobnej do Doyle'a jest więcej i są to głównie ci z zagranicy. Zawsze za kogoś takiego uchodził wiecznie uśmiechnięty Greg Hancock. Każdy jednak wiedział, że amerykański mistrz kocha przede wszystkim pieniądze. Podobne podejście od lat pokazuje Nicki Pedersen. I nie można się im dziwić, bo kariera żużlowa nie trwa wiecznie. Niesmak jednak często pozostawiało nie tyle samo odejście, co jego styl.