- W związku z cenzurą, która panuje w niektórych organizacjach, otwieram zbiórkę. Celem zbiórki jest pokrycie kosztów kary za słowa oraz wyrażenie swojego poglądu w formacie, który jest zakazany oraz karany przez władze organizacji - napisał Czugunow w mediach społecznościowych, nawiązując do kary jaką otrzyma za słowa, które kilka dni temu wypowiedział w kierunku dziennikarza WP, Mateusza Puki. - Staram się nie zwymiotować, jak na pana patrzę - wypalił. Wylała się na niego wielka fala krytyki. I całkiem słusznie zresztą. Trudno w jakikolwiek sposób skomentować słowa i oczekiwania rosyjskiego żużlowca z polską licencją. Czugunow w całej sytuacji czuje się najwidoczniej jeszcze pokrzywdzony i nie potrafi zrozumieć, że zarówno reakcja środowiska, jak i kara są całkowicie zasadne. Zawodnik niejeden raz mówił o mowie nienawiści, jaka go spotyka, a tymczasem sam pokazał dokładnie to samo. Mało tego, był tym wyraźnie rozbawiony i prawdopodobnie uznał to za coś śmiesznego. Usunął wpis i znów palnął głupotę Po krótkiej chwili Gleb Czugunow skasował posta o zbiórce na jego karę. Następnie znów się odezwał. - Wygraliście. Nie będę z wami walczył. Przeleję wszystkie kary na konto Ekstraligi. Gratulacje Mateusz Puka - napisał. Cóż, widocznie skala krytyki (zapewne głównie w wiadomościach prywatnych) przekroczyła to, czego sam Czugunow się spodziewał. Czy jednak można było w ogóle pisać coś takiego i liczyć na inną reakcję? Zawodnik pokazał dużą naiwność w tej sytuacji. Patrząc na ostatnie wyczyny Czugunowa, chyba lepiej byłoby żeby żużlowiec GKM-u na jakiś czas zawiesił aktywność w mediach, nie tylko tych społecznościowych, bo szkodzi przede wszystkim sobie, ale także klubowi. Gleb najczęściej nie do końca myśli nad tym co pisze i mówi, a następnie z tytułu takich zachowań ponosi konsekwencje, które - jak widać - chciałby również zrzucić na innych. Raczej jednak nie tędy droga.