Gdy Jonassona odstawiono od składu, pojawiło się mnóstwo różnego rodzaju plotek i domysłów. Mówiono, że bardzo dziwny jest fakt rezygnacji z zawodnika, który świetnie prezentuje się na treningach. Sam Jonasson przyczyn szukał gdzie indziej. Jak mówił, chciał prawdy i tylko prawdy ma temat takiej decyzji. Ryszard Dołomisiewicz wstawił do składu Tomasza Orwata, który spisał się całkiem nieźle. Jonasson nie mógł pogodzić się z taką decyzją. Część pilskiego środowiska dopatrywała się związku pomiędzy odstawieniem Jonassona a jego bliską relacją z córką trenera. Dołomisiewicz miał rację. Co on wyprawiał? Już na kolejny mecz ligowy jednak, Jonasson wrócił do zespołu. Domagali się tego kibice, którzy go ubóstwiają. A może inaczej - ubóstwiali. To, co zrobił Szwed w minioną sobotę było aktem frustracji i niechęci. A przynajmniej tak wyglądało. Tu już nawet nie chodzi o to, że człowiek kreowany na lidera zdobył zaledwie jeden punkt. Najgorsza była sama postawa Jonassona. Upadek, zero, problemy z opanowaniem motocykla i na koniec czerwona kartka. Wszystko to wyglądało, jakby Jonasson chciał zadziałać na szkodę własnej drużyny. W parku maszyn także zachowywał się dziwnie. Był nerwowy, miał pretensje, rzucił elementem wyposażenia. Jeśli nie było to świadome działanie i Jonasson po prostu jest w tak fatalnej formie, to fani z Piły mogą jedynie przeprosić trenera Dołomisiewicza. Miał stuprocentową rację, rezygnując ze Szweda.