W Grudziądzu od lat mają problem z juniorami, którzy byli piętą Achillesową tej drużyny. Zmienić miał to Robert Kościecha, który przyszedł do klubu, aby zająć się młodzieżą. Początkowo szło mu to dość opornie, a działacze zastanawiali się, czy ta praca idzie w dobrą stronę. Sam zainteresowany sugerował jednak, że potrzebuje czasu, aby najmłodsi zawodnicy mogli rozwinąć skrzydła. Efekty przyszły w sezonie 2021. GKM już nie wyglądał tak tragicznie, gdy idzie o formację młodzieżową. Progres zrobił Mateusz Bartkowiak (wypożyczony ze Stali Gorzów), Denis Zieliński, czy Seweryn Orgacki. W klubie zapewniają nas, że to dopiero początek lepszych czasów.- Mamy grono naszych wychowanków, którzy rozwijali się w zawodach młodzieżowych. Teraz najpewniej będą mieli okazję pokazania się w PGE Ekstralidze. Cieszy natomiast ich rozwój. Mam tutaj na myśli również Wiktora Rafalskiego czy Kevina Małkiewicza. Mamy więc kilku chłopaków, nad którymi trener Kościecha czuwa i jesteśmy zadowoleni z jego pracy. Zresztą on sam mocno zabiega o to, aby jego podopieczni zostali rzuceni na głęboką wodę i dostali swoją szansę w PGE Ekstralidze - mówi nam prezes klubu Marcin Murawski. Nie ma natomiast żadnej tajemnicy w tym, że GKM mocno walczy o transfer Mateusza Bartkowiaka ze Moje Bermudy Stali Gorzów. Sam zawodnik chce zostać w Grudziądzu, ale do tego potrzebna jest zgoda władz Stali. Raczej nie powinno być z tym problemu, bo gorzowianie na dniach powinni sfinalizować kontrakt Bartłomieja Kowalskiego, który stworzy parę juniorów z Oskarem Paluchem. - Na pewno chcemy pozyskać jednego zawodnika doświadczonego, a drugie miejsce poświęcić swojemu wychowankowi. Lista chętnych jest długa - Kacper Łobodziński, Seweryn Orgacki, Wiktor Rafalski czy kilku innych młodszych. Jest z czego wybierać. Najlepszy dostanie szansę pokazania się w lidze - zapewnia Murawski.Skoro więc Kościecha wykonuje tak dobrą robotę, to nasuwa się pytanie, czy nie powinien poprowadzić pierwszej drużyny GKM-u. Tym bardziej, że w wielu spotkaniach to on nadawał ton dyskusjom podczas odpraw drużyny w parku maszyn i pozostawiał w cieniu Janusza Ślączkę. Można było odnieść wrażenie, że Kościecha wciela się w rolę człowieka orkiestry. - On do wszystkiego bardzo się przykłada. Na odprawach przekazuje swoje uwagi co do toru, czy innych tematów. Wychodzimy z tego założenia, że im więcej obserwatorów, tym więcej rzeczy można wyłapać. Natomiast nie mieliśmy pomysłu, aby proponować Robertowi pozycję pierwszego trenera. Raz, że jesteśmy zadowoleni z pierwszego roku współpracy z Januszem Ślączką, a dwa że Kościecha wykonuje świetną pracę z juniorami i ma do nich bardzo dobre podejście. Na razie układ, jaki mamy funkcjonuje bez zarzutów - rozwiewa nasze wątpliwości działacz.