Pani ordynator nie chciała podać przyczyn śmierci, ani żadnych innych informacji. Żużlowy mistrz świata juniorów z 1998 roku przed kilkoma dniami po raz trzeci targnął się na swoje życie. Niestety, tym razem nie udało się go uratować. Robert Dados przeżył zaledwie 27 lat... ROBERT DADOS - wspomnienie Karierę zaczynał w barwach lubelskiego Motoru, gdzie już jako junior prezentował bardzo wysokie umiejętności. Ich potwierdzeniem był tytuł młodzieżowego mistrza Polski czy też triumf w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski. Największy sukces przyszedł jednak w 1998 roku w Pile kiedy to zawodnik rodem z Lublina wywalczył tytuł mistrza świata juniorów. - Chcę na stałe włączyć się do zawodników, których zalicza się do światowego topu. Tytuł mistrza świata juniorów to dopiero jeden ze szczebelków w mojej karierze - mówił po zawodach w pilskim parkingu. Potwierdzeniem tych aspiracji okazały się starty w turniejach Grand Prix, które może nie przynosiły pokaźnego dorobku punktowego, ale udowadniały, że zawodnik ambicje podpiera pracą i za kilka lat powinny przyjść wymierne efekty. Tak się jednak nie stało. Na przeszkodzie stanął wypadek motocyklowy z którego zawodnik ledwo uszedł z życiem. - Ten chłopak urodził się po raz drugi - twierdził wówczas jeden z lekarzy, który operował zawodnika. Silny organizm pozwolił na powrót do żużla, ale nic już nie było takie samo. Dados postanowił jednak jeszcze raz spróbować odbudować to co stracił. W sezonie 2002 robił wszystko aby wrócić do Grand Prix. Jego droga skończyła się jednak w Czechach, kiedy to odpadł w półfinale kontynentalnym rozegranym w Menso. - Nie udało się - trudno. Bardzo liczyłem na awans , ale będę próbował dalej - tak deklarował sam zawodnik, choć prawda była inna. - Porażka w Czechach sporo zmieniła. To już nie był ten sam zawodnik. Tak jakby stracił wiarę we wszystko - wspomina trener Atlasu, Marek Cieślak. Kolejny sezon 2003 przyniósł już osobiste problemy zawodnika, przez które dwukrotnie próbował targnąć się na swoje życie. Nieoficjalnie mówiło się, że ich podłożem jest konflikt z żoną oraz słabość do narkotyków. - Pomoc w powrocie do normalnego funkcjonowania zapewnili działacze Atlasu. Robert nie chciał jednak z niej do końca skorzystać. - Robert już nie był tym samym człowiekiem. Chodził swoją ścieżką - mówi Cieślak, który przed kilkoma tygodniami wnioskował o ukaranie zawodnika po tym jak ten bez słowa opuścił jeden z treningów. Po konsultacjach z zawodnikiem postanowiono wypożyczyć go do Lublina, miejsca w którym zaczynał swoją przygodę ze speedwayem. - Wierzyliśmy, że powrót w rodzinne strony mu pomoże w dojściu do siebie - mówią we Wrocławiu. Do sezonu 2004 przygotowywał się normalnie. Kilka tygodni temu widziany był we Wrocławiu z nową znajomą, czekał na odbiór sprzętu. Nic nie wskazywało na tragedię. Jednak zawodnik targnął się na swoje życie po raz trzeci, tym razem niestety skutecznie. Odszedł od żużlowej braci dziś w godzinach porannych. - Co można powiedzieć. Ciężko się z tym pogodzić. To wspaniały chłopak, który od małego chciał jeździć jak najlepiej. Niekiedy, aż za bardzo. Ale to też człowiek i jak każdy miał problemy. Wielka szkoda, że sobie z nimi nie poradził. Na zawsze pozostanie w mej pamięci jako sympatyczny, uczynny chłopak i zawodnik o dużym talencie. - mówi trener Apatora Ząbik, Jan Ząbik. - Robert był doskonałym przyjacielem, ciężko cokolwiek mówić więcej w takim momencie - kończy długoletni przyjaciel zawodnika, Dariusz Śledź, który wraz z Dadosem miał w tym sezonie stanowić uderzeniową parę TŻ Lublin. Robert jednak wybrał inne rozwiązanie i swoje kółka na torze kręcił będzie w innym miejscu, miejmy nadzieję, że dla niego w o wiele spokojniejszym. Spoczywaj w pokoju..