Jaimon Lidsey za rok nie będzie mógł startować na pozycji u-24. Skończył się parasol ochronny i Australijczyk musiał pożegnać się z Fogo Unią. Działacze w zamian woleli postawić na Andrzeja Lebiediewa, który spadł z ligi z Cellfast Wilkami Krosno. Dla wielu ten ruch był zaskoczeniem. Tym bardziej, że w Lesznie słyną z tego, że mają słabość do Australijczyków. Lidsey był jednym z tych, którzy w trakcie sezonu żużlowego mieszkał na prywatnym ranczo u prezesa Piotra Rusieckiego. Sentymentów nie było. Czy Unia zyska na tej wymianie? Na początek garść statystyk. Australijczyk i Łotysz w minionym sezonie legitymowali się niemalże identyczną średnią. Pierwszy z nich 1,634 pkt./bieg, a drugi 1,687 pkt./bieg. Więcej o 8 punktów w całych rozgrywkach zdobył Lidsey, choć miał możliwość jazdy w dwóch meczach więcej. Pod względem liczb obaj zawodnicy wypadli więc podobnie. To nie uchroniło jednak przyszłości byłego mistrza świata juniorów w Lesznie, bo decyzja na jego rzecz była ostatecznie niekorzystna. - Dla mnie Lidsey chyba ma nieco większą wartość sportową niż Lebiediew - mówi wprost Rufin Sokołowski, były prezes Unii, gdy zapytaliśmy go o opinię na temat tej wymiany. - Pamiętajmy, że Australijczyk ma za sobą kilka dobrych sezonów spędzonych w PGE Ekstralidze, a więc wyniósł wiele doświadczenia. To taki zawodnik na 7-8 punktów. Łotysz natomiast na pewno będzie gryzł tor, walczył. Życzę mu jak najlepiej. Najwyraźniej w klubie doszli do wniosku, że drużynie potrzebna jest zmiana, bo obaj pewnie finalnie wniosą podobny poziom do zespołu i kosztują też podobne pieniądze. Wraca syn marnotrawny. Wcześniej wyciągnęli go z warsztatu samochodowego W klubie doszli więc najpewniej do wniosków, że jeśli postawią na Lebiediewa i obdarzą go zaufaniem, to jest szansa, że swoje wyniki jeszcze poprawi. W przypadku Lidsey'a możemy mówić o pewnym zastoju w rozwoju jego talentu, bo od kilku sezonów nie mógł rozwinąć skrzydeł. Łotysz z kolei bardzo chce startować w PGE Ekstralidze i tam się rozwijać. Może nie ma najlepszych startów, ale słynie z tego, że jest typem walczaka. Takie umiejętności mogą okazać się pomocne m.in. na meczach domowych w Lesznie, gdzie tamtejszy tor umożliwia wiele ścieżek do wyprzedzenia. Niemcy straszą Polaków. Będzie kolejny dream team?