Matej Zagar,. zwany przez kolegów Rambo (jest komandosem w słoweńskiej armii) faktycznie ma trudny charakter. U niego, co w sercu, to na języku. Jak mu się coś nie podoba, to mówi o tym, nie owijając w bawełnę. Ta szczerość przysporzyła mu w środowisku wielu wrogów. Słoweniec znany jest też z dziwnych zachowań, które zwyczajnie trudno pochwalać. Jednym z nich było uderzenie w czapkę własnego mechanika. Ta sprawa skończyła się w sądzie. Zagar już rok temu miał problemy Z racji braku klasowych zawodników pozatorowe akcje Zagara szły jednak w niepamięć. Jednak już rok temu zaczęły się schody. Ekstraliga już nie biła się o Zagara i wylądował on w pierwszoligowej Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Teraz jest jeszcze gorzej, bo wiele wskazuje na to, że w otwartym właśnie oknie transferowym Zagar nie znajdzie pracy nawet na zapleczu Ekstraligi. Od kilku działaczy słyszymy, że Zagar nie będzie miał teraz roboty na własne życzenie. Żużlowiec miał sobie wszystko przekalkulować i dojść do wniosku, że w tym oknie nie dostanie takich pieniędzy, jakie by chciał. Dlatego poczeka do wiosny. Teraz Zagar będzie zmuszony czekać do wiosny Wiosną może być o tyle lepiej, że najpewniej kilku zawodnikom przytrafią się kontuzje i kluby będą szukały zmienników. W takiej sytuacji Zagar może dostać każde pieniądze. Z naszych informacji wynika, że w ostatnich tygodniach Zagar rozsyłał oferty na poziomie 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Tyle chciał na Ekstraligę. W przypadku pierwszej ligi stawka była mniejsza. I choć rozmawiał z Cellfast Wilkami Krosno, czy ROW-em Rybnik, to z nikim się finalnie nie dogadał. Być może rzutem na taśmę ktoś przekona Zagara do podpisu. Jeśli nie, to poczeka do wiosny. To samo zrobił rok temu Rune Holta i dostał kontrakt na milion złotych w drugiej lidze. Czytaj także: Umierał na oczach trenera i kolegów. Wyjawia, co się z nim działo