Dariusz Ostafiński, Interia: Rakiety spadły na Polskę, są ofiary śmiertelne. Czy pana zdaniem to coś zmienia w kwestii pana podejścia do powrotu Rosjan z polskim paszportem do żużlowej PGE Ekstraligi? Jacek Frątczak, żużlowy menadżer: Od strony prawnej niczego to nie zmienia. Oni mają status obywateli naszego kraju, nie możemy im dalej zabraniać pracy zarobkowej. Pytam o aspekt moralny? - Jak chodzi o ten aspekt, to ja w dalszym ciągu czuję wewnętrzne rozdarcie. Czułem je przed tym atakiem. To, co wydarzyło się wczoraj, te sto rakiet lecących na Ukrainę, to jest szaleństwo. To trzeba powstrzymać wszystkimi możliwymi sposobami. Rozmawiam z Ukraińcami, którzy mieszkają w Polsce i oni opowiadają to, czego nie widzimy i nie wiemy na temat Mariupola i innych miast. Wobec tego wszystkiego ta łatwość przyznawania polskiego obywatelstwa Rosjanom jest dla mnie przerażająca. Zwłaszcza im, bo nie ma drugiego tak nieobliczalnego kraju. Może jeszcze Korea Północna, bo nawet Chińczycy myślą racjonalnie. Obawiam się jednak, że my tylko możemy sobie ponarzekać, bo decyzje już zapadły. Oni wracają. - O tym nawet nie dyskutujmy, bo to fakt. Natomiast te rakiety, które spadły na Polskę, i nie ma znaczenia, że przypadkowo, to jest teraz wielkie wyzwanie dla władz polskiego żużla. Ja nie chcę tutaj snuć kasandrycznych wizji. Apeluję jednak, żeby mimo wszystko opracować jakiś plan zabezpieczenia rosyjskich zawodników. U każdego, kto ma kręgosłup moralny jest taki wewnętrzny sprzeciw wobec tego, co się dzieje, a szaleńców u nas nie brakuje. Trzeba przeciwdziałać, trzeba pewne sprawy zdusić w zarodku. Bo po takim incydencie, gdzie zginęło dwóch niewinnych ludzi, i nie ma znaczenia, że to mógł być przypadek, albo efekt uboczny, można się spodziewać wzrostu agresywnych zachowań wobec Rosjan. Pali się żółte światło. Nie ma pan wrażenia, że klubom, które zakontraktowały Rosjan, zabrakło wyobraźni. Przecież można było z góry założyć, że prędzej czy później coś złego się wydarzy. - Trudno mówić o braku wyobraźni, gdy wiemy, że działania klubów były racjonalne. Oni zakontraktowali świetnych zawodników, mistrzów świata i byli zdeterminowani, by związek dał im zielone światło na jazdę. Tu się nie dziwię. Rozumiem jednak, że pan rozumie, ale nie pochwala? - Już kilka miesięcy temu powiedziałem, że mi się zasadniczo nie podoba status podwójnego obywatelstwa. To wynika wyłącznie z pragmatyki biznesowej. To jednak niestety zrównuje mój status ze statusem człowieka, który przyjechał tu zarabiać i nabyć paszport. Jak dla mnie, to Rosjanie powinni zrezygnować ze swojego obywatelstwa. Czy oczekiwałby pan tego, że Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow, bo o nich mówimy, wyjdą i powiedzą coś ludzkim głosem po tej tragedii? - Ja tego nie potrzebuję. Oni nic nie muszą mówić, bo do mnie przemawiają fakty. Rosyjskie społeczeństwo zapracowało sobie na tę władzę. Oni nie mogą mówić i odcinać, że Putin to jedno, a oni drugie. Przy mniej lub bardziej sfałszowanych wyborach, to jednak rosyjskie społeczeństwo wykreowało takiego lidera. A teraz świat ma problem z Rosjanami. I to, że ktoś ma podwójny paszport, nie zmienia tego, że jest członkiem tamtego społeczeństwa. Obrońcy Łaguty i Sajfutdinowa mówią jednak, że oni nie mają z Putinem nic wspólnego. - Mają dużo wspólnego, bo są obywatelami tamtej federacji. Dlatego ja mogę powiedzieć, że ja nie mam nic wspólnego z Putinem, ale oni już tak. I to jest prawda. Na biurku prezydenta wylądował wniosek Wadima Tarasienko, kolejnego z Rosjan, o polski paszport. Prezydent powinien to podpisać? - Z zasady uważam i już to powiedziałem, że dla mnie status podwójnego obywatelstwa jest trudny do akceptacji. I nieważne, o jakiej narodowości mówimy. A gdyby on zrzekł się rosyjskiego obywatelstwa? - To by mi nie przeszkadzało, bo to by znaczyło, że dokonał wyboru. Nie wiem, czy jest to możliwe prawnie, ale to by było uczciwe. Jak pan będzie patrzył na występy Rosjan z polskim paszportem w sezonie 2023? - Nie będę przygryzał paznokci. Może się wydarzyć coś poza moją kontrolą, jak ich rywalizacja będzie ekscytująca, ale swoje na ich temat wiem. Zdanie mam wyrobione. Najważniejsze jest jednak to, żeby władza pamiętała, że może się zdarzyć dosłownie wszystko. Zwłaszcza jak rakiety znowu spadną dzień przed meczem. Czytaj także: Przewidział tytuł Motoru i spadek Apatora. Na kogo teraz stawia?