To gratka dla wybranych gości podczas turniejów Grand Prix oraz DPŚ-u. Tuż przed startem, na płycie stadionu usytuowanych zostaje sześć krzeseł, z których można oglądać zmagania żużlowe, będąc naprawdę blisko zawodników. Nam się to udało. Briefing. Tam mówią o niebezpieczeństwie Oglądaliśmy wyścigi 17-20 sobotniego finału Drużynowego Pucharu Świata z płyty stadionu. Aby się tam dostać należy przejść szybkie "szkolenie" z zasad bezpieczeństwa. Mieliśmy się spotkać po 15 biegu w wyznaczonym miejscu, ale upadek Jacka Holdera przyspieszył nasze spotkanie z przedstawicielami organizatora. Tam pouczono nas o tym, że po zajęciu miejsca nie można wstawać aż do momentu zakończenia dwudziestego wyścigu. Zrozumcie nas - przez te emocje naprawdę trudno było wysiedzieć, ale krzesła były na tyle wygodne, że daliśmy radę. Na szkoleniu pouczono nas o tym, że możemy się obracać, a jedynym momentem, kiedy można wstać jest bezpośrednie niebezpieczeństwo, tj. wówczas, gdyby leciał w nas motocykl. Ponadto nie można używać smartfonów do robienia zdjęć. Można było ich używać tylko w trakcie przerw pomiędzy poszczególnymi wyścigami. Dopingu nie słychać Niektórzy zawodnicy powtarzają, że dociera do nich głośny doping kibiców w trakcie wyścigu, inni z kolei mówią, że nic nie słyszą, bo są skupieni. Obalamy mity. To nie skupienie. Hałas na środku murawy jest tak wielki, że faktycznie trudno usłyszeć trybuny. Słychać tylko motocykle, które przypominamy - bez hamulców jadą nawet 120 km/h. Krzyczących fanów słychać za to po zakończonym wyścigu. Wówczas faktycznie odgłosy trybun mogą docierać do żużlowców oraz osób znajdujących się na murawie. Widoczność na trybuny Stadionu Olimpijskiego była perfekcyjna. Ze szczegółami widać było niemal każdą flagę, która znalazła się na stadionie. Widoczność jest kiepska O ile samo doświadczenie oraz emocje towarzyszące zasiadaniu na murawie naprawdę robią wrażenia i są nie do porównania z emocjami na trybunach, o tyle widoczność jest kiepska. Sporą wadą jest rozbudowane podium, którego rozstawianie zapoczątkowało Discovery Sport Events. Niestety przez to niewidoczna jest cała przeciwległa prosta, dlatego fragmenty wyścigów oglądaliśmy na telebimie. Są też plusy, bo kapitalnie widać moment startu oraz wjazd na metę. Osobiście przestałem się dziwić, że przed startem żużlowcy maja puls nawet w granicach 180 uderzeń na minutę. Co prawda nie stałem pod taśmą, a zasiadałem na murawie, ale miałem zapewne podobny puls. Cały czas podczas zasiadania na zaszczytnym miejscu dbała o nas jedna z Monster Girl, która wręcz żyła żużlem. Chętnie rozmawiała na żużlowe tematy, bez problemu rozpoznawała wyjeżdżających do wyścigu zawodników. Był jeden minus. Nasza Monsterka była Dunką, zatem kibicowała innemu zespołowi. Choć na koniec to także biało-czerwoni. Reasumując - jeśli ktoś z was, drodzy kibice będzie miał okazję zasiąść na "gorących krzesłach" - nie odmawiajcie. To doskonałe przeżycie.