Grzegorz Węglarz, niedoszły toromistrz eWinner Apatora Toruń, uparcie twierdzi, że nie pamięta, by podpisywał z tym klubem umowę o pracę. Węglarz nadal jest pracownikiem Betard Sparty i dziwi się, że Apator chce z nim iść do sądu. eWinner Apator nie potrafi wybaczyć Węglarzowi W Toruniu nie zamierzają jednak odpuszczać. Już nawet skompletowali wszystkie potrzebne do sądu papiery. Klub jest zdeterminowany, bo nie może wybaczyć Węglarzowi nie tyle poniesionych wydatków, ile tego, że ten zarzuca im kłamstwo. Działacze Apatora od początku utrzymują, że Węglarz był na rozmowach, że podpisał papiery, a ten odpowiada, że takie zdarzenie nie miało miejsca, że podpisał wyłącznie umowę na przygotowanie toru na toruńską rundę Grand Prix. W klubie dziś z pewnym rozbawieniem wspominają pierwszą wizytę Węglarza na Motoarenie. Kiedy pani prezes Ilona Termińska weszła do biura, to zobaczyła ogromnego faceta z wielkimi łapami. W pierwszej chwili miała pomyśleć, że to kibic Elany Toruń. Nieporozumienie szybko zostało wyjaśnione. Przez Węglarza eWinner Apator omal nie został na lodzie Toromistrz na dobry początek współpracy przyniósł ptysie i eklerki, które zrobiła jego narzeczona. Pudełka po tych przysmakach wciąż leżą w klubie. Zostaną zwrócone na rozprawie, bo choć były przepyszne, to przebaczenia nie będzie. Przynajmniej dopóki Węglarz, jak przekonują w Toruniu, będzie miał pomroczność jasną. W ten sposób określa się fakt, iż zapomniał on o negocjacjach o podpisie. W sumie to Apator byłby w o wiele gorszej sytuacji, gdyby przez ostatnie dwa lata poprzedni toromistrz nie zajmował się szkoleniem następcy. Ten człowiek miał być pomocnikiem Węglarza. W obecnej sytuacji będzie współpracował pod okiem nowego dyrektora Krzysztofa Gałandziuka.