Zaledwie dwa dni po wielkim sukcesie podopiecznych Rafała Dobruckiego w Drużynowym Pucharze Świata, żużel w naszym kraju przeżywa jeden z największych kryzysów w historii. Organizatorzy aż dwukrotnie musieli przełożyć trzeci finał Canal+ Online Indywidualnych Mistrzostw Polski w Krośnie ze względu na niebezpieczną nawierzchnię toru. Nic nie dały nawet wielogodzinne prace, które przybrały na sile po odważnej decyzji w niedzielny wieczór. - Nie będziemy dłużej trzymać ludzi. Wspólnie z jury oraz zawodnikami ustaliliśmy, że te zawody zostają odwołane. Około godziny siedemnastej stwierdziliśmy, że ten tor może będzie regulaminowy. Zawodnicy jednak się po nim przeszli i wspólnie razem doszliśmy do wniosku, że trzeba odpuścić. To jest ostatni finał Indywidualnych Mistrzostw Polski, czyli bardzo ważna impreza. Niestety ten tor nie gwarantuje bezpiecznej jazdy, z czym wszyscy się zgodziliśmy - mówił w niedzielę Zbigniew Fiałkowski z GKSŻ. W poniedziałek główni bohaterowie zmagań zameldowali się w parkingu ponownie z kwaśnymi minami. Tym razem organizatorzy spróbowali przekonać ich do jazdy z pomocą Marko Lewiszyna. Ukrainiec wypożyczony z Cellfast Wilków do Grupa Azoty Unii Tarnów przejechał parę okrążeń i jazda nie stanowiła dla niego problemu. Optymistycznie nastawionych kibiców błyskawicznie na ziemię sprowadził jednak Jarosław Hampel. To nie mogło się udać. Słowa Hampela mówią wszystko Na samej wypowiedzi się nie skończyło. Zawodnicy chcieli przekonać się na własnej skórze, czy dadzą radę płynnie rywalizować, więc zorganizowano im próbę toru. W niej upadek zaliczył Wiktor Jasiński, co pokazało, że warunki nie należą do najlepszych. Następnie podobnie jak w niedzielę odbyła się narada w zamkniętym pomieszczeniu. Zakończyła się ona podjęciem decyzji o odwołaniu zmagań. Ich nowy termin jeszcze nie jest znany. Największymi przegranymi tej całej sytuacji są niewątpliwie kibice. Niektórzy przybyli na Podkarpacie z miast oddalonych nawet o siedemset kilometrów. Nigdy więcej nie chcemy oglądać już takich obrazków.