W polskim żużlu jeśli mówisz Australia, to momentalnie ma myśl przychodzi Fogo Unia. To właśnie w Lesznie mamy do czynienia z największą kolonią młodych zawodników przylatujących do naszego kraju z Antypodów. Wszystko za sprawą prezesa klubu - Piotra Rusieckiego, który przyjmuje pod swój dach chłopaków polecanych przez legendarnego Leigh Adamsa. Zaczęło się od Brady’ego Kurtza. Potem dołączył Jaimon Lidsey i tak właśnie ruszyła lawina, ponieważ za chwilę trudno będzie policzyć ich na palcach jednej ręki. Kibice są oczywiście zadowoleni, bo im więcej talentów, tym lepiej dla klubu, ponieważ najlepsi przebiją się do drużyny, a resztę zawsze można wypożyczyć gdzieś indziej. Najciekawsza historia związana jest właśnie z wspomnianym wcześniej Jaimonem Lidseyem. Jego pierwsza podróż do Polski przez rodzinę Rusieckich zostanie zapamiętana na długie lata. Żużlowiec w lutym, kompletnie nieświadomy warunków pogodowych panujących w naszym kraju, jak gdyby nic zapakował się w malutką walizkę i w krótkich spodenkach opuścił swoją ukochaną ojczyznę. Sternik Fogo Unii wraz z córką byli wówczas w niemałym szoku. Zresztą nie tylko oni. - Pierwszy tydzień musiałem go ubrać od stóp do głów, bo akurat wróciła zima. Śniegu było bardzo dużo. Generalnie chłopak był przestraszony - oznajmił prezes leszczyńskiego klubu przed kamerami Canal+. 23-latek szybko się jednak zahartował i właściwie z miejsca wskoczył na niesamowity poziom. Dziś to podstawowy zawodnik klubu prowadzonego przez Piotra Rusieckiego i jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców młodego pokolenia. Australijczyk swoje ogromne umiejętności pokazał zwłaszcza w sezonie 2020, kiedy to nie dał rówieśnikom żadnych szans i został indywidualnym mistrzem świata juniorów. W Polsce jest mu tak dobrze, że obecnie mieszka tu wraz z partnerką i malutkim synkiem. Pobyt w Polsce to nie są ciągłe wakacje W ślady idą za nim już młodsi koledzy, których charakteryzuje przede wszystkim ogromny luz. - Nie przejmują się w ogóle hejtem. Mają to gdzieś. Ja na przykład nie jestem w stanie sobie wyobrazić wejścia na wsi do mnie do sklepu, gdzie stoi starsza pani za ladą, a oni mówią do niej "siema". Oni tak robią - dodała z humorem Anna Rusiecka, córka prezesa Fogo Unii. Młodzi Australijczycy sielanki jednak nie mają. - Nie pozwalam im żeby to były wakacje. Przyjechali tu w określonym celu, mają stworzone fajne warunki, więc trochę wymagam od nich. Jak trzeba, to jest opieprz taki, że pół wsi mnie słyszy - dodała z kolei Ewa Leciejewska, partnerka Piotra Rusieckiego. Szczęście w nieszczęściu, iż Polska nie trafiła na Australię w 1/8 finału tegorocznego mundialu. Z pewnością ogromny dom podzieliłby się wówczas na dwa obozy. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata