Często jest tak, że syn żużlowca także zostaje żużlowcem. Mamy na torach Mateusza Cierniaka, Dawida Rempałę, Oskara Palucha czy właśnie braci Pawlickich. I to właśnie starszy z nich, czyli Przemysław, bym gościem Jacka Dreczki. 32-letni żużlowiec wypowiedział się na temat tragicznych wydarzeń z przeszłości. Jego ojciec doznał fatalnej kontuzji kręgosłupa i wydawało się, że może zostać na stałe przykuty do wózka inwalidzkiego. Na szczęście, stało się inaczej. Piotr Pawlicki senior nadal ma ograniczenia ruchowe, ale porusza się o własnych nogach. To wszystko dzięki jego sportowemu charakterowi, który zresztą nie tylko w tym przypadku dał o sobie znać. Podobnie przecież miał Krzysztof Cegielski, któremu lekarze nie dawali większych szans na powrót choćby do częściowej sprawności. Minęły lata, a on chodzi jedynie przy pomocny tzw. balkonika. Wózek to już dawno przeszłość. Zrobił to samo co ojciec, choć na własne oczy widział dramat - Pamiętam dobrze upadek taty. Przeszarżował, choć trafił także na fragment mokrej nawierzchni. To było przy wyjeździe dla polewaczek. A kiedyś były inne polewaczki. Gdy skończyły pracę, z trybów wciąż leciała woda. I tak przez co najmniej kilka sekund. Robiła się kałuża i potem ktoś niestety musiał w końcu w nią wjechać - opisał wydarzenia sprzed lat Przemysław Pawlicki. Widać jednak, że zawodnik dojrzał do mówienia o tym. Przychodzi mu to spokojnie, choć wielu ma problem z takimi rzeczami. Mimo nieprzyjemnych wspomnień, bracia Pawliccy poszli w to samo, co ich ojciec. I obu zresztą los też mocno sponiewierał. Zwłaszcza starszego z nich. Przemysław w dużym stopniu na skutek licznych poważnych kontuzji nie rozwinął w pełni swojego potężnego potencjału. A już jako junior potrafił stawać na podium w IMP czy wygrywać w Ekstralidze z gwiazdami światowego żużla. Piotr junior także sporo na torze przeżył. Jest o trzy lata młodszy od Przemysława. W 2018 roku został mistrzem Polski. Jeździł również w cyklu GP.