Przez ostatnie dwa lata relacjami z 2. Ligi zajmowała się Motowizja. Transmisje często pozostawiały sporo do życzenia, ale mimo wszystko zdecydowanie pomogło to kibicom śledzić poczynania drużyn. Z tym jednak koniec. Według ostatnich informacji kluby nie zgodziły się na transmitowanie spotkań. Informację podano dość lakonicznie, dlatego ludzie dziwią się decyzji prezesów. Telewizja niekorzystna dla kibiców Perspektywę szefów klubów wyjaśnił nam Sławomir Knop. - Telewizja negatywnie wpływa na frekwencję. Gdy jej nie było, mieliśmy o 30 procent więcej kibiców na trybunach. I naprawdę to nie zależy od cen biletów. Obecnie na mecze Kolejarza chodzi ok. tysiąc osób. Na te bez telewizji potrafiło przyjść ponad dwa tysiące - stwierdził prezes Metalika Recycling Kolejarza Rawicz. Jednym z głównych powodów mniejszej liczby ludzi na trybunach ma być godzina rozgrywania spotkań. - Wymusza się na nas robienie meczów o 12:00. Wielu kibicom ta godzina nie pasuje. Późniejsza pora lepiej wpłynie na frekwencję, nawet jeśli mecze odbywałyby się w środku tygodnia. Walczę, by mecze organizowano w popołudniowych godzinach. Jasne, to koliduje z eWinner 1. Ligą. Dajmy jednak kibicom wybrać, co chcą oglądać - dodał Knop. Straty liczone w dziesiątkach tysięcy Oprócz słabszej frekwencji na trybunach pojawienie się telewizji na meczu wymusza na klubie dodatkowe koszty. - My nie dostajemy pieniędzy od telewizji, natomiast generowane są wydatki, bo musimy dostarczyć internet i prąd. Nie wszyscy mają odpowiednią infrastrukturę na transmisję, więc dochodzą rusztowania itp. - kontynuuje prezes. Dodane do siebie dwa elementy bardzo negatywnie wpływają na budżet klubów. - Bezpośrednio jeden mecz to wydatek do pięciu tysięcy złotych. Gdy dołożymy do tego mniejszą frekwencję, to na spotkaniu tracimy kilkadziesiąt tysięcy złotych - powiedział Knop. Prezesi nie mogą natomiast liczyć na finansowe wsparcie. - Telewizja nie rekompensuje strat. Może zaczęłaby za dwa-trzy lata. Ale wtedy nas już nie będzie. Przez to nowe kluby nie chcą wejść, bo nie mają tej dodatkowej kasy - stwierdził rozmówca. - 2. Liga nie ma pieniędzy i jeszcze jest łojona z każdej strony. W Ekstralidze są góry pieniędzy, a u nas milion na wszystkich załatwiłby podstawowe kwestie. 10 tysięcy za mecz i już kompletnie inaczej byśmy funkcjonowali. Telewizja jednak ich nie daje, a jeszcze my musimy płacić - skwitował prezes Kolejarza. Sponsorów nie obchodzi telewizyjna reklama Jako jeden z głównych powodów sensu transmisji podaje się możliwość pozyskania nowych sponsorów oraz lepszą ekspozycję obecnych. Dzięki telewizji więcej osób dowiedziało się chociażby o firmie Metalika Recykling. Ten temat również nie jest czarno-biały. - Niektórzy mówią, że telewizja to sponsorzy. Rzecz w tym, że większości klubów to nie obchodzi, bo sponsorzy są lokalni i nie zależy im na takiej reklamie - powiedział Knop. Okazuje się jednak, że nie wszyscy są przeciwko transmisjom. - O telewizję walczy Unia Tarnów. Czemu? Bo są Azoty, czyli spółka skarbu państwa. Poza Unią telewizję chcą jeszcze Niemcy. Z racji sponsora PSŻ jest pomiędzy. Pozostali nie chcą transmisji. GKSŻ zdecydował, że ci, co chcą, to będą mieli kamery - stwierdził prezes.