Zaczęło się żużlowe szaleństwo. Pierwsze mecze PGE Ekstraligi za nami. Oba fascynujące oraz trzymające w napięciu. To były prawdziwe horrory. Możemy teraz na chłodno dyskutować, kto i gdzie popełnił błędy, aby dobry wynik był na koncie drużyny. Nicki Pedersen? Nie do zatrzymania! Duży komplet punktów i powrót w wielkim stylu. Po mega groźnych kontuzjach nikt nie wróżył mu powrotu do ścigania. A jednak. Wrócił i to jak. Brawo. Zawsze ceniłem jego upartość i walkę do końca. Jeździ ostro, czasami brawurowo, lecz zawsze jest mocnym punktem w zespole. Mój świętej pamięci ojciec nadał mu kiedyś ksywkę "nóżki". Nie wiem czy ma to związek z szybkimi krokami, bo nigdy wolno nie chodzi czy z częstym poprawianiem pewnej części ciała. Faktem jest, że lepiej mieć go w swojej drużynie niż przeciwko sobie. Zastanawiałem się tylko, dlaczego tak punktującego zawodnika wstawia się do rezerwy taktycznej przeciwko juniorom. Czy tu nie popełniono błędu, który kosztował grudziądzan stratę dużego punktu? Wychowanek Falubazu bohaterem Unii Leszno Drugą rewelacją kolejki był Grzesiu Zengota. Wrócił do PGE Ekstraligi i uratował Leszno przed kompromitacją. Zastanawiam się tylko, dlaczego wychowanek Falubazu nie został zakontraktowany w Zielonej Górze. Byłby wówczas przynajmniej jedynym wychowankiem w składzie, a tak to nie ma obecnie ani jednego. Grzegorz ciągle zmaga się z kontuzją stawu skokowego, więc tym bardziej wielkie brawa za taki występ. Naprawdę szacun. Swoją drogą, nie wyobrażam sobie stresu, jaki przeżyli kibice kiedy gospodarze przegrywali po czternastu wyścigach. Mechaników do wymiany ma natomiast Andrzej Lebiediew, bo Cellfast Wilki przegrały mecz przez ich roztargnienie oraz niekompetencję. Zawsze boję się takich sytuacji, kiedy ktoś ma defekt lub brakuje mu paliwa i nagle zwalnia. Może dojść wtedy do bardzo poważnego wypadku, bo czasami nie jest łatwo ominąć takiego zawodnika. Zachowanie Jasona Doyle’a ciężko mi z kolei skomentować. Sam wie, co zrobił i jak wysterował działaczy z Leszna. Zrobił to samo zresztą w Zielonej Górze, kiedy po zakończonych negocjacjach uścisnął dłoń prezesa Tymczyszyna. Później stwierdził, że podał rękę, ale tylko na pożegnanie. I tak właśnie zaczęły się święta i żużel. Robert Dowhan