Pedersen to wielka gwiazda żużla i człowiek dla tej dyscypliny legendarny. Jest jednym z najstarszych jeżdżących zawodników, którzy prezentują poziom szerokiej, światowej czołówki. Starsi od niego są co prawda Rune Holta czy Grzegorz Walasek, ale są oni co najmniej półkę niżej niż Pedersen, najlepszy żużlowiec globu w latach 2003, 2007, i 2008. Przez wiele lat utrzymywał się w walce o czołowe lokaty w GP. Obecnie już go tam nie ma, ale nie zmienia to faktu, że nazwisko robi wrażenie. Pedersen to jest, była i zawsze będzie marka. GKM jednak mocno się na nim rok temu przejechał. Nicki wrócił po paskudnej kontuzji. Kapitalnie jechał u siebie, ale na wyjazdach częściej się obrażał niż punktował. Gdy tylko tor był trudniejszy (na przykład podczas meczu w Krośnie), a Pedersen woził ogony, momentalnie u zawodnika następowała reakcja na zasadzie: ja się tak bawić nie będę. Kilka razy GKM musiał w praktyce jechać bez niego, choć Pedersen był w składzie. Oficjalnie nie mówiono o jakichś pretensjach do żużlowca, ale w środowisku aż huczalo od plotek, że to będzie ostatni rok Nickiego w Grudziądzu. Tak też się stało, bo Duńczyka wymieniono na Jasona Doyle'a. Pedersen mocno zmniejszył swoje notowania u prezesów i finalnie wylądował w Speedway 2. Ekstralidze. Jeździ w Stali Rzeszów. Miał być lekarstwem, okaże się przekleństwem? W miejsce Pedersena zakontraktowano mistrza świata z 2017 roku, który naprawdę udanie prezentował się w zawodach przedsezonowych. Wyglądało na to, że faktycznie może w końcu uleczyć zespół GKM-u, który od dawna bezskutecznie próbuje dostać się do fazy play-off. Wciąż im czegoś brakuje, a rok temu śmiało można powiedzieć, że zabrakło im Pedersena w meczach wyjazdowych. Doyle oblał jednak już pierwszy poważny test, czyli spotkanie wyjazdowe z mocnym rywalem do ewentualnego utrzymania w lidze, czyli Falubazem Zielona Góra. Był tak wolny, że wyglądał jak junior. Momentalnie zaczęły się pytania, czy przypadkiem nie zamienił tu stryjek siekierki na kijek. Jeśli w Grudziądzu za kilka kolejek wezmą kalkulator, to dojdą do wniosku że może jednak korzystniej wychodziłoby pozostawienie w składzie krnąbrnego Pedersena. Podobnie krnąbrny jest zresztą Doyle, z którym relacje zależą od jego aktualnych wyników na torze. Rzućmy okiem na ostatnie zeszłoroczne mecze Pedersena (te, w których mu się chciało jechać): 9, 11, 9 i 10. W środku jedynie mecz z jednym punktem w Lesznie. Obok tego punktu też trzy "defekty", które w przypadku tego żużlowca należy interpretować w jeden sposób: trudny tor, więc mu się nie chciało. Przez wiele spotkań trzymał jednak równy, wysoki poziom. Czy Doyle będzie w stanie to robić? Na ten moment jest to wielki znak zapytania.