Działacze Orła zrobili bardzo dużo, żeby w sezonie 2023 przyciągnąć kibiców na stadion. Zbudowanie całkiem niezłego i ciekawego składu, a przede wszystkim namówienie do współpracy najbardziej utytułowanego trenera w Polsce - Marka Cieślaka miały być magnesem dzięki któremu kibice tłumnie ruszą po karnety. Żałosne wpływy z biletów Problem w tym, że nic takiego nie ma miejsca, a właściciel Witold Skrzydlewski stracił wszelkie złudzenia, że coś się tej kwestii jeszcze ruszy do przodu. Honorowy prezes zwraca ponadto uwagę na to, że kraj trawi kryzys i ludzie oglądają każdą złotówkę po dwa razy zanim ją wydadzą, a nabycie wejściówki za kilkanaście złotych na zawody żużlowe, co zrozumiałe nie jest w tym momencie palącą potrzebą. - Karnetów rozeszło się niewiele. Można powiedzieć, że jest podobnie jak w zeszłym roku. Chciałbym, żeby w tym roku było lepiej, ale to marzenie ściętej głowy. Ludzie mają mniej pieniędzy i nie wierzę, że pójdą na stadion, zamiast kupić sobie bochenek chleba - mówi na za pośrednictwem strony polskizuzel.pl. Łódź dysponuje jednym z najpiękniejszych i najbardziej funkcjonalnych stadionów żużlowych w kraju, a mimo to, Motoarena w poprzednich latach także świeciła pustkami. - Średnia frekwencja wcale nie jest najważniejsza. Moim zdaniem trzeba mówić, jakie pieniądze wpłynęły do kasy klubu. Warto bowiem pamiętać, że na stadionie nie zawsze pojawiają się tylko ci, którzy nabyli bilet. Ja nie zamierzam robić z tego tajemnicy. Z wejściówek zebraliśmy w zeszłym roku zaledwie 700 tysięcy złotych. To jest żałosna kwota i nie ma sensu się czarować, że jest inaczej. W pierwszej lidze zapewne jesteśmy pod tym względem na ostatnim miejscu - tłumaczy bez zbędnych tajemnic Skrzydlewski. Szef Orła przestrzega również kluby, które uwzględniły w swoim budżecie wysokie wpływy w z wejściówek, zakładające nawet komplety publiczności. - Można się bardzo na tym przejechać. Wszystkim życzę jak największej liczby kibiców, frekwencyjnego sukcesu, ale obawiam się, że na wielu stadionach będą kłopoty - wyjaśnia.