Tor w Teterow słynie w żużlowym środowisku jako wyjątkowo nudny. Spora w tym wina jego geometrii - długie proste i ostre wiraże skutecznie utrudniają wyprzedzanie nawet najlepszym zawodnikom na świecie. Turniej Grand Prix odbywał się tam dotąd czterokrotnie i nigdy nie przyniósł zbyt wielu emocji. Tym razem było zupełnie inaczej. Niemieckiemu obiektowi można było zarzucić bardzo wiele, ale z pewnością nie to, że usypiał kibiców. Ba, zgromadzeni na trybunach i przed telewizorami fani bali się mrugać, by nie przegapić kolejnej akcji na torze! Żużel jak Totolotek Niestety, karty rozdawane były nie przez umiejętności zawodników, a liczne dziury i koleiny. Nawierzchnia od samego początku zawodów żyła własnym życiem i nie pozwalała uczestnikom turnieju na trwającą choćby ułamek sekundy nieuwagę. Już w drugiej gonitwie boleśnie przekonali się o tym Martin Vaculik i Tai Woffinden. Ich niekwestionowane doświadczenie w niczym im nie pomogło - obaj wjechali w ten sam ubytek i niezależnie od siebie wpadli w bandę z koordynacją godną zawodów w pływaniu synchronicznym. Później na tor upadali także Jason Doyle i Paweł Przedpełski Tak zły stan toru upodabnia żużlowe zawody, nawet te o najwyższą stawkę, do losowań Totolotka. Poziom loteryjności sięgał zenitu. Świetnie radzili sobie ci zawodnicy, którym dotąd nie było dane odgrywanie pierwszoplanowych ról. Faza zasadnicza świetnie wyszła Danielowi Bewleyowi - młodemu Brytyczykowi słynącemu ze świetnych występów na trudnych nawierzchniach. Niewiele brakowało także, by do półfinału sensacyjnie awansował Kai Huckenbeck - występujący z dziką kartą ulubieniec miejscowej publiczności. Po piorunującym starcie zawodów przestał on jednak trzymać ciśnienie i praktycznie pogrzebał swoje szanse falstartem w czwartej serii wyścigów. Dudek wygrał, Zmarzlik wciąż liderem! Nasi reprezentanci rozpoczęli ściganie z wysokiego C. Po ośmiu gonitwach każdy z polskiej czwórki mógł pochwalić się jednym zwycięstwem. Rozbudzone biało-czerwone nadzieje zostały jednak szybko pogrzebane przez pogubienie się Macieja Janowskiego i Pawła Przedpełskiego. Obu do półfinałów zabrakło bardzo niewiele, ale ostatecznie musieli zadowolić się odpowiednio dziewiątym i czternastym miejscem. Pierwsze dwa wyścigi fazy play-off poszły już jednak po naszej myśli. Dudek pewnie triumfował w pierwszym półfinale, zaś w drugim Zmarzlik męczył się co prawda z Danielem Bewleyem, ale zdążył dowieźć do mety dwa punkty i po dwuturniejowej przerwie kolejny raz zameldował się w najważniejszej gonitwie dnia. W nim miejsca pomiędzy naszymi reprezentantami zajęli Frederik Lindgren i Robert Lambert, dla którego był to pierwszy finał rundy Grand Prix w życiu. W ostatnim wyścigu dnia Polacy nie mieli sobie równych. Triumfował w nim Patryk Dudek, a drugie miejsce zajął Bartosz Zmarzlik, który tym samym utrzymał fotel lidera klasyfikacji generalnej. Biało-czerwoni kibice po ponurych dla siebie turniejach w Warszawie i Pradze mogą wreszcie wracać do domów zadowoleni!