Za tydzień i za dwa tygodnie odbędą się najważniejsze spotkania w tym sezonie. Mieli rację ci, którzy przed startem PGE Ekstraligi mówili, że głównymi kandydatami do złota są zespoły z Lublina i Wrocławia. Za ich plecami też nie ma niespodzianki, bo większość żużlowych obserwatorów na miejscach 3-4 spodziewała się właśnie Apatora i Włókniarza, choć w trakcie rundy zasadniczej torunianie mieli swoje problemy. Działacz Apatora mówi o wstydzie. Ich rywale mieli furę pecha Po pierwszym półfinale na Motoarenie (45:45) wydawało się, że w tej parze wszystko już wiemy. Rewanż byłby formalnością, gdyby Spartę nie dopadł niebywały pech w postaci trzech kontuzji, w tym dwóch gwiazd. Strach pomyśleć, co wrocławianie zrobiliby z torunianami, jadąc w pełnym składzie, skoro bez dwóch swoich gwiazd (Taia Woffindena i Macieja Janowskiego) oraz debiutanta Charlesa Wrighta zdobyli 51 punktów. Działacz Apatora - Adam Krużyński na antenie Canal+ Sport 5 mówił o wstydzie. Po wnikliwej analizie musimy się z tym zgodzić. W zasadzie po tym dwumeczu z podniesioną głową w toruńskiej drużynie może chodzić tylko Emil Sajfutdinow. Rosjanin uzbierał 31 z 84 punktów Apatora. To on dawał nadzieje na finał. Kiedy w końcówce zawodów na Stadionie Olimpijskim osłabł, to Sparta uciekła i marzenia legły w gruzach. We Wrocławiu nieźle zapunktował Patryk Dudek, natomiast trzeba pamiętać, jakim składem gospodarze kończyli ten mecz. Kompletnie pogubili się pozostali zawodnicy, a zwłaszcza Robert Lambert i Paweł Przedpełski, od których oczekiwano lepszych wyników. Bohaterem rewanżu okazał się... 16-letni Kevin Małkiewicz. 7+2 młokosa było na wagę może nie złota, ale na pewno finału PGE Ekstraligi. Włókniarz został dwa razy rozgromiony Żadnych emocji nie było podczas starcia Motoru z Włókniarzem. Przecież już po piętnastu wyścigach wszystko było jasne. Dwumecz zakończył się wynikiem 112:68. Jeden z liderów - Mikkel Michelsen nie wygrał żadnego z jedenastu wyścigów, a pozostali byli tylko tłem dla rozpędzonych zawodników Motoru. Na pochwałę za występ w Lublinie zasłużył Jakub Miśkowiak, jednak w pierwszym meczu również i jego punktów zabrakło. Włókniarz miał poprawić sobie humory przed batalią o brąz. Zdobyte w Lublinie 32 punkty tych humorów raczej nie poprawiły. Półfinały wręcz obnażyły wszystkie słabości Apatora i Włókniarza, pokazując różnicę klas. Doskonale wiedzieliśmy, że zespoly z Wrocławia i Lublina są dream-teamami, jednak w Toruniu, a także w Częstochowie również jeżdżą żużlowcy ze światowego topu.