W ostatnich siedmiu sezonach w roli stałych uczestników cyklu Grand Prix zadebiutowało pięciu Biało-Czerwonych. Prawie wszyscy spisali się bardzo dobrze, utrzymując się w rywalizacji na kolejny sezon. Ba, dwóch z nich wręcz zachwyciło, bo sięgnęło po medale (Zmarzlik w 2016 roku - brąz i Dudek sezon później - srebro). Zawiódł tylko Przemysław Pawlicki, który w sezonie 2018 był w mistrzostwach świata statystą. Uzbierał ledwie 36 punktów i uplasował się na 14. miejscu w klasyfikacji generalnej. Przedpełski kolejnym debiutantem Teraz, po trzyletniej przerwie będziemy mieli kolejnego debiutanta - Pawła Przedpełskiego. Żużlowiec eWinner Apatora po raz pierwszy na tor w turnieju Grand Prix wyjechał już w 2014 roku, startując z "dziką kartą" w Toruniu (4 punkty). Potem jeszcze kilka razy dostępował tego zaszczytu (m.in. w tym roku pojechał w obu toruńskich rundach), ale pełnoprawnym uczestnikiem cyklu będzie dopiero w sezonie 2022. Czego możemy spodziewać się po tym debiucie? - Celem minimum zawodnika debiutującego w Grand Prix powinno być utrzymanie w cyklu. To jest warunek konieczny, by zbierać niezbędne doświadczenie i w dalszej kolejności myśleć o medalach. Myślę, że Paweł ma potencjał by naprawdę powalczyć o coś więcej, niż tylko odjechanie sezonu w gronie najlepszych zawodników świata - ocenił Jacek Frątczak, który w przeszłości, jako menedżer toruńskiej drużyny, miał okazję współpracować z Przedpełskim. Polak dostał wiatru w żagle - Zrobił bardzo duży progres, ma bardzo dobry sprzęt przygotowywany przez Ryszarda Kowalskiego. W tym roku wygrał Grand Prix Challenge, był jeden bieg od zwycięstwa w Złotym Kasku i świetnie spisywał się w lidze. Naprawdę poczuł wiatr w żagle. Jeśli w kolejnym sezonie znów zrobi progres i będą go omijały kontuzje, to miejsce w pierwszej 10-tce klasyfikacji generalnej jest bardzo realne. Wiadomo, że automatyczną przepustkę na kolejny sezon dostaje tylko czołowa szóstka, ale patrząc na to jaką politykę mają promotorzy Grand Prix i FIM w kontekście przyznawania "dzikich kart", któreś miejsce tuż pod kreską, też może wystarczyć do utrzymania - dodał były menedżer. - Oczywistym jest, że Grand Prix to zupełnie inne ściganie niż PGE Ekstraliga. Wystarczy spojrzeć na takich zawodników jak chociażby Tai Woffinden czy Jason Doyle. Niby sportowo wszystko się zgadza, a jednak od pewnego czasu mają problem by włączyć się do walki o medale. Przedpełski jednak nie powinien mieć kompleksów. W lidze pokazał, że potrafi wygrywać z każdym. Na pewno też nie jest gorszy od zawodników, którzy opuścili cykl w tym roku. Żużlowe mistrzostwa świata potrzebują nowych nazwisk i dobrze by było, aby się utrzymał. Dla większego komfortu psychicznego powinien jednak przygotować sobie też alternatywną drogę i wystartować w eliminacjach do Grand Prix 2023 - stwierdził Frątczak. Szczyt formy na Grand Prix Challenge W tym roku Przedpełski dostał dwie szanse na skonfrontowanie się ze światową czołówką. Wystąpił w kończących sezon dwóch rundach Grand Prix w Toruniu. Wypadł słabo, kończąc ja na 10. i 11. miejscu. - Na tej podstawie żadnych daleko idących wniosków nie ma sensu wyciągać. Każdy żużlowiec buduje w sezonie jakiś szczyt formy. Po nim zarówno psychicznie jak i fizycznie musi pojawić się lekki dołek, nawet gdyby zawodnik bardzo się starał. Pewne rzeczy się po prostu dzieją podświadomie. Dla Przedpełskiego takim szczytem był turniej Grand Prix Challenge. Potem jeszcze na dodatek zmagał się z kontuzją. Wcześniej też skończył z eWinner Apatorem sezon w PGE Ekstralidze, a trudno utrzymać formę jakimiś turniejami towarzyskimi czy ligą szwedzką. Jestem pewny, że gdyby rundy Grand Prix w Toruniu odbywały się w środku sezonu, to w każdej z nich Przedpełski byłby w półfinale - zakończył Frątczak.