GP w Gorzowie: Król Zmarzlik wraca do domu. Tak szykują się na jego przyjazd Kamil Hynek, Interia: Jak gorzowski klub "sprzedał" rundę Grand Prix już bez Bartka Zmarzlika w Stali? Jacek Gumowski, były dyrektor marketingu Stali Gorzów: Neutralnie. Nie ma rozdmuchanych akcji marketingowych, specjalnych konferencji, czy wielkoformatowej reklamy obudowanej wokół wyraźnego ambasadora jakim był Bartosz przez lata. Wszystko odbywa się na zasadzie informacyjnej, rozwieszone są banery, zbiorcze afisze na słupach z wykazem imprez na cały czerwiec, a wśród nich wpleciona wzmianka, że zbliża się runda mistrzostw świata. Nie czuje pan klimatu dużego żużlowego święta? - Przejedzie człowiek autem po mieście, to zobaczy jakiś koziołek, albo bilbord na budynku, ale tak naprawdę dopiero od poniedziałku. W niedzielę mieliśmy jeszcze u siebie ważny mecz ligowy ze Spartą. Bartek był magnesem, kurą znoszącą złote jaja. Wystarczyło wyeksponować Zmarzlika w barwach Stali i turniej promował się sam? - W poprzednich latach całość działań opierała się na Zmarzliku, on był wabikiem, kołem zamachowym tej imprezy. Bartek uczestniczył nawet w projektowaniu plakatów na turniej organizowany w Gorzowie. Teraz brakuje napięcia, tego uderzenia, że król wraca do domu. Zasięgnął pan źródła jak sprzedają się bilety? - Udało mi się zamienić parę zdań z ludźmi kręcących się blisko klubu. Nastawiają się, że stadion i tak się zapełni. "Strzelają" w ok. siedemnaście tysięcy, czyli blisko kompletu. Bilety na miejsca siedzące będą wyprzedane w całości, zakładam, że prześwity znajdą się na sektorach stojących. Jak to wygląda procentowo? - Gorzowski obwarzanek na mapie zajmuje przeważnie sześćdziesiąt procent pojemności Jancarza. Czterdzieści procent jest zarezerwowany dla pozostałej części kraju. Klub posiada pewnie bardziej szczegółowe dane, co do miast, skąd przyjadą kibice. Stal ma trzech przedstawicieli na gorzowską rundę GP. Dwaj, to regularni uczestnicy - Anders Thomsen i Martin Vaculik. Jeden, Szymon Woźniak wystartuje z dziką kartą. To nie jest wystarczający punkt zaczepienia i powód do chwalenia się? - Wystarczającym argumentem powinna być chęć obejrzenia najlepszych żużlowców globu, a wśród nich lokalnych bohaterów. Można było zagrać kilkoma hasłami, połaskotać lokalnych fanów, że skoro Stalowcy mają najbardziej liczebną delegację w sobotę, to spróbują zdominować zawody. Albo pójść na ostro, że celujemy w gorzowskie podium. Nie chcieli się pogodzić z jego odejściem. Gumowski: Pierwszy szok minął Pan komu będzie kibicował w sobotę? - Chciałbym, żeby Anders Thomsen pokusił się o powtórkę z zeszłego roku. Ostatnio w GP nie rzuca na kolana, ale dopinguję Duńczyka, bo jego chyba nie da się nie lubić. Tam gdzie się pojawia, zawsze robi dużo pozytywnego szumu, ma fajną interakcję z kibicami. Miejscowi go wprost kochają. Ale, żeby później nikt mnie "zjadł", za Polaków też mocno trzymam kciuki. Jeśli Bartek wygra na domowej ziemi, będę mega uradowany. Czy komuś się, to podoba, czy nie, to ciągle nasz chłopak z sąsiedztwa. Podczas ligowego meczu Stali z nowym pracodawcą Zmarzlika - Motorem Lublin, żużlowiec usłyszał parę inwektyw pod swoim adresem, zwłaszcza po ostrym ataku na Szymona Woźniaka. W sobotę jakiego przywitania pan się spodziewa, bo ja mam wrażenie, że w niektórych kręgach miłość zamieniła się w szorstką przyjaźń? - Każdy interpretuje świat na swój sposób. Jedni pogodzili się z odejściem Bartka, inni ciągle to trawią i chowają urazę. Moim zdaniem istnieje życie po Zmarzliku w Gorzowie. Drużyna, która była spychana do walki o utrzymanie, nagle pięknie odpaliła. Wśród ludzi wzrasta świadomość, że bez Zmarzlika Stal nie pójdzie na dno, że są ludzie, którzy mogą go z powodzeniem zastąpić. Czyli Gorzów nie tęskni już za Zmarzlikiem? - Wie pan, gdyby ogłosił, że wraca, to niejednemu ugięłyby się nogi. Gwarantuję, że ustawiłyby się długie kolejki po karnety na nowy sezon. Tutaj bardziej chodziło o szok. Kibice nie potrafili sobie wyobrazić Zmarzlika w innym kewlarze niż Stali. Jesteśmy na końcu rundy zasadniczej i znaczna ich część zdążyła się oswoić z tematem. Kiedy Motor przyjeżdżał na mecz do Gorzowa, to koncentracja kibiców skupiła się na dream teamie, żeby zbić mistrza, a nie czekać aż Bartkowie powinie się noga.