Ku zaskoczeniu wielu osób to właśnie będący w niezłej formie Kildemand nie pojedzie w niedzielnym meczu Startu Gniezno z Falubazem. Duńczyk szybko wrócił po kontuzji i prezentuje się naprawdę dobrze. Nie wystarczyło mu to jednak, by znaleźć się w składzie. Za niego pojedzie Antonio Lindbaeck, którego kariera jeszcze miesiąc temu kolejny raz wisiała na włosku. Znów jechał po pijaku, uciekał przed policją i narobił sobie problemów. Poszedł jednak na terapię, której jednym z elementów ma być właśnie żużel. - Jestem bardzo rozczarowany tym, że nie ma mnie w składzie - napisał Kildemand w mediach społecznościowych. - Czyli wychodzi na to, że trzeba na***anym jak cholera jeździć busem, by być w składzie - mocno skomentował tę kwestię rodak Lindbaecka, Jacob Thorssell. Wsparli go ponadto Timo Lahti i Oliver Berntzon. Ten pierwszy delikatnie zasugerował, że w Gnieźnie nie czuł się najlepiej, pytając Kildemanda czy on także o składzie dowiedział się z internetu. Lindbaeck zaczyna ich denerwować Gołym okiem zauważalna jest postawa części zawodników wobec Antonio Lindbaecka. Wymienieni żużlowcy wyraźnie nie pałają do niego sympatią i w sumie można to zrozumieć. 37-letni Szwed kolejny raz wyjechał na drogę pod wpływem alkoholu, czym sprowadził zagrożenie dla uczestników ruchu. Mógł spowodować wypadek, w którym ucierpieliby niewinni ludzie. Rywale z toru zauważają problem Lindbaecka i być może drażni ich to, jak wiele szans dostaje mimo notorycznych złych zachowań. Działacze Startu zapewne liczą na to, że Lindbaeck w Zielonej Górze przypomni sobie swoje najlepsze czasy. Jeździł przecież w Falubazie i choć prezentował się przeciętnie, to tor przecież zna. Tak czy inaczej wybór tego zawodnika jest zagraniem mocno ryzykownym. Nie tylko ze względu na ostatnie wydarzenia. Lindbaeck ma pewne braki kondycyjne spowodowane trybem życia, ale wciąż ma duże nazwisko. Widocznie to okazało się w tej kwestii kluczowe.