Profesor z Oxfordu genialny już jako licealista Nielsen debiutował w seniorskim żużlu mając 16 lat. Reprezentował barwy drużyny ze swojego macierzystego miasteczka - duńskiego Brovst. Pozostał jej wierny aż do zakończenia kariery - w zagranicznych ligach zmieniał pracodawców stosunkowo często, ale podczas zawodów ligowych w ojczyźnie nigdy nie przywdział plastronu innej drużyny. Podczas pierwszych w karierze zawodów zdobył 10 punktów i bonus. Oczywiście, mówimy o zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej w Danii, lecz tak imponujący rezultat absolutnego żółtodzioba nie mógł przejść bez żadnego echa w tamtejszym środowisku. Ci, który nie usłyszeli o Nielsenie wówczas, z pewnością nadrobili zaległości rok później - gdy jako 17-latek cieszył się z tytułu najlepszego juniora swojego kraju. Wyższa Szkoła Jazdy na Żużlu imienia Hansa Nielsena Kiedy dziś młody Duńczyk zaczyna imponować formą na krajowym podwórku, życzliwi stanowczo doradzają mu jak najszybszy wyjazd do Polski. W czasach młodości Nielsena najbardziej elitarną "uczelnią żużlową" była zaś liga angielska. Jak się okazało, skandynawskiemu talentowi szybko nadano na niej tytuł profesora. Na Wyspy trafił jako 18-latek. Początkowo tułał się po zespołach szurających dno ligowej tabeli - reprezentował barwy Wolverhampton Wolves oraz Birmingham Brummies. Punktem zwrotnym jego kariery był transfer do Oxford Cheetahs przed sezonem 1984. W barwach Gepardów sięgnął po aż 3 mistrzowskie tytuły, w międzyczasie 3-krotnie triumfując w finale światowym IMŚ. To wówczas - poniekąd z uwagi na styl, ale również rzecz jasna na oksfordzki uniwersytet - po raz pierwszy zaczęto nazywać go profesorem. Motor Lublin przywitał go jak papieża, a myśleli, że to Prima Aprilis Kiedy beniaminek najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce ogłosił, że zamierza ściągnąć do drużyny aktualnego mistrza świata, większość kibiców odebrała to jako żart. Wówczas kontrakty z gwiazdami tak wielkiego formatu w Polsce były właściwie niespotykane. Klubowi w przekonaniu swych fanów do przyjścia na stadion pozornie nie pomagała także planowana data debiutu Duńczyka nad Bystrzycą - 1 kwietnia 1990. Kiedy jednak Nielsen w eskorcie radiowozów - towarzyszyły mu od drzwi warszawskiego lotniska - dotarł na Aleje Zygmuntowskie 5, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Trybuny były bardziej niż przepełnione. Kibice przyglądali mu się nawet z drzew i okien. Do dziś niektórzy mieszkańcy miasta mówią, że na podobne przywitanie mógłby w tamtych latach liczyć jedynie papież Jan Paweł II. Mieliśmy do czynienia z podręcznikowym przykładem miłości od pierwszego wejrzenia, a uczucie jeszcze wzmogło się, gdy rok później Duńczyk poprowadził Motor do największego sukcesu w historii drużyny - wicemistrzostwa kraju. To osiągnięcie lublinianie zdołali wyrównać dopiero w sezonie 2021. Hans Nielsen - koniec i początek żużlowej ery Ostatni jednodniowy finał Indywidualnych Mistrzostw Świata odbywał się w Vojens. Faworytowi miejscowej publiczności nie dane było jednak dołożyć do swej kolekcji czwartego tytułu czempiona. O złotym medalu zadecydował dopiero wyścig dodatkowy, w którym Nielsena brawurowym atakiem po zewnętrznej wyprzedził Tony Rickardsson. Współczesnym wydawało się, że to zdarzenie to symboliczny koniec ery Nielsena, który zbiegł się z przemianą IMŚ w cykl Grand Prix. Duńczyk wytrącił im argumenty z ręki zaledwie rok później. W pierwszej edycji Grand Prix rozstawił po kątach nie tylko Rickardssona, ale też mocnych Amerykanów czy zwycięzcę inauguracyjnego turnieju - Tomasza Golloba. W świecie żużla przecierał zresztą szlaki nie tylko jako pierwszy w historii zwycięzca Grand Prix. Był również jednym z pionierów tak zwanych "silników leżących". Jarosław Hampel jak Skywalker w Gwiezdnych Wojnach Kiedy Motor Lublin popadał w coraz to większy chaos organizacyjny, Nielsen został zmuszony do znalezienia sobie nowego klubu w Polsce. Wybór padł na tworzącą właśnie swą potęgę Polonię Piła. Duńczyk miał chyba swoistą słabość do beniaminków znad Wisły. W Wielkopolsce spędził aż 6 sezonów, a najbardziej zapamiętany z nich został ten ostatni, z roku 1999. Polonia Piła prowadzona przez Nielsena, Jacka Golloba czy młodziutkiego Jarosława Hampela wskoczyła wtedy na sam szczyt i zdobyła drużynowe mistrzostwo kraju. Osoby bliżej związane w tamtych latach z Polonią wskazują jednak osiągnięcie Nielsena ważniejsze nawet od złota DMP. Chodzi o wychowanie polskich juniorów, którzy podczas kontaktu z nim zyskiwali niczym "padawani" z serii filmów o Gwiezdnych Wojnach. Powszechnie uważa się za największy sukces Duńczyka... Jarosława Hampela. Tylko najbardziej złośliwi dodają, że najwięcej podobieństw między tymi zawodnikami widzą w technice startu.