Kamil Hynek, Interia: Jason Doyle wysłał prezesowi Fogo Unii Leszno - Piotrowi Rusieckiemu lakonicznego smsa, że wycofuje się z wcześniejszych ustaleń i w nowym sezonie będzie reprezentował barwy innego klubu. Można się domyślać, że chodzi o beniaminka z Krosna. Pana reakcja? Łukasz Borowiak, prezydent Leszna, prywatnie wielki kibic Unii Leszno: Doyle zachował się słabo. Był ponoć w Lesznie, ale nie stawił się umówione spotkanie z prezesem. Nie miał cywilnej odwagi, żeby przyjść i w cztery oczy powiedzieć, że inny klub złożył mu ofertę nie do odrzucenia i chce z niej skorzystać. Doyle spuścił prezesa Rusieckiego po brzytwie? - Australijczykowi zabrakło klasy. Wystawił Unię do wiatru, do tego wykręcił się jakąś tanią wymówką. To jest smutne. Ja po czymś takim raczej nie spojrzałbym w lustro. Jason zachował się jak tchórz? - (dłuższe zastanowienie). Hmm, przekaz medialny był dość jednoznaczny, że Doyle faktycznie może coś kombinować. Prezes Rusiecki i dyrektor - Ireneusz Igielski naiwnie do końca wierzyli, że mamy do czynienia z kaczką dziennikarską, a Doyle okaże się honorowym człowiekiem i nie złamie danego słowa, że nie wykpi się tego, co ustalono parę miesięcy temu. Daleko mu do innego znanego rodaka, legendy leszczyńskiej Unii - Leigh Adamsa? - Zupełnie nie ten charakter, co Jason. Adams też był żużlowcem z topu, ale to dżentelmen z krwi i kości, od którego Doyle mógłby się uczyć dobrych manier. Wiadomo, że wtedy operowaliśmy na innej półce finansowej, ale na tamte czasy, Adamsa także mamiono kosmiczną kasą, a mimo to nie zawróciła mu w głowie. Tylko, że takich żużlowców jak Leigh, to już ze świeca w ręką szukać. Jakie nastroje panują aktualnie w Lesznie? - Część kibiców jest zasmuconych. Jego odejście narobiło w klubie niepotrzebnego bałaganu. Na szczęście szybko udało się go posprzątać. Wraca Grzesiu Zengota. Kiedyś dużą wartość miało powiedzenia słowo droższe od pieniędzy. Teraz można je odłożyć do lamusa. - To co dzieje się na rynku przechodzi ludzkie pojęcie. To jest jakiś totalny armagedon. Można teraz kupić każdego. Kto bogatemu zabroni? - Pomyślałem sobie, że nie głupim rozwiązaniem byłoby zaciągnąć obcokrajowców w ślepy zaułek. Zrezygnować z nich, albo czasowo zawiesić i jeździć samymi Polakami. Chodzi o to, żeby wynagrodzenia wróciły do normalności, bo patologiczne stawki za chwilę zabiją żużel. Sam pan wie, że to nie przejdzie. - Takich prezesów jak Piotr Rusiecki już nie ma. On potrafi prowadzić interesy z klasą i jak komuś coś obieca, to się tego trzyma. Osobiście myślałem, że po rezygnacji Doyle’a ruszy w te pędy, bo Brady’ego Kurtza, ale umówił się z prezesem Mrozkiem, że zostawi go w spokoju i nie będzie go wyrywał Rybnikowi. Szanuję takie podejście, tylko, że sam Piotr muru nie skruszy. W eter poszła wiadomość że Unia miała wobec Doyle’a niemałe zaległości. To mógł być jeden z głównych powodów tej zuchwałej ucieczki? - W każdym sporcie zdarzają się obsuwy, ale kluby prędzej czy później je regulują. Leszno nie jest odstępstwem od reguły, zawodnicy otrzymują, to na co się umawiali. Zna pan na wylot prezesa Rusieckiego. Często rozmawiacie. Myśli pan ze wrzuci Doyle’a na czarną listę i w przyszłości były mistrz świata będzie persona non grata w Lesznie? - Nie sądzę. Piotr na pali mostów. Zakładam, że jakaś zadra powstanie, ale nie będzie tak, że jak zobaczy Jasona, to odwróci wzrok w drugą stronę. Jest też prezes Dworakowski, który nie szczypie się w język. - W Lesznie doskonale sprawdza się układ z dobrym i złym policjantem (śmiech). To prawda, że pan Józef wali prawdę między oczy, ale akurat Piotr z Jasonem zbudowali fajną relację. Chris Holder przyszedł do Leszna z polecenia Doyle’a. Rusiecki szczególną sympatią darzy Australijczyków, czego dowodem jest ich mała kolonia w Unii. Oni wszyscy świetnie się tutaj czują, pomieszkują w domu prezesa. A pan osobiście ma żal do Doyle’a? Pokochaliśmy go mimo, że sezon miał średni. Jeździł w kratkę, był zawodnikiem bardzo chimerycznym i nieprzewidywalnym, a czasami wręcz irytował. Nie płaczemy jednak nad rozlanym mlekiem, Unię w następnym sezonie pewnie czeka walka o utrzymanie w PGE Ekstralidze, ale jestem optymistą. Podobno żaden zawodnik nie jest ważniejszy od klubu. - Wiele razy wychodziliśmy obronną ręką z sytuacji podbramkowych. Liczyliśmy się z tym, że lata 2022-23 będą trudne, przejściowe. Bywało też tak, że zawodnicy, którzy przychodzili po tzw. przejściach, nagle w leszczyńskich uwarunkowaniach przyrody ładnie odpalali. Liczą ponadto, że ten młody narybek, który trenuje pod okiem Romana Jankowskiego wkrótce wystrzeli. Doyle będzie wyklęty w Lesznie w ujęciu kibicowskim? - Jest grupa ludzi, która zawsze będzie gwizdać. Ja jako kibic nigdy nie wyżywałem się na zawodnikach. Koledzy w parku maszyn kwiatami raczej go nie przywitają. Obserwując Fogo Unię od wielu lat, tam nie ma parcia na gwiazdy i polityki na zasadzie zastaw się, a postaw się. - W Lesznie "chorują" na szkolenie. To jest priorytet. Wszyscy z wypiekami na twarzy wypatrują owoców wychodzących spod ręki Romana Jankowskiego. Klub jest zasypywany gradem zapytań z każdej klasy rozgrywkowej o możliwość wypożyczenia, któregoś z utalentowanych chłopaków. Unia pójdzie tą drogą, bo nie ma nic ważniejszego dla młodego człowieka niż regularne starty. To proces, okrzepną, wrócą i będą powoli wkomponowywani do składu. Przypadek Doyle’a uruchomi lawinę? Słyszy się, że Cellfast Wilki pójdą za ciosem i skruszą innych wstępnie już ugadanych zawodników? - Dochodziły do mnie sygnały, że już w eWinner 1. Lidze Krosno nie żałowało kasy. Zawodnicy występowali za całkiem przyzwoite pieniądze, nad którymi nie powstydziliby się pochylić może nie czołowi żużlowcy z PGE Ekstraligi, ale solidni średniacy już tak. Prezes Rusiecki często podkreśla, że podcinamy gałąź na której siedzimy. - No bo to święta prawda. Od dawna kręcimy na siebie bata. Wykładając na stół kosmiczne pieniądze kluby psują zawodników. Nie potrafimy zachować zdrowego rozsądku, a jak czytam, że dla Doyle’a szykowana jest umowa o milion złotych wyższa niż ta, którą przygotowali mu w Lesznie, to przepraszam, ale ten żużel za chwilę klęknie. Co powinniśmy zrobić? - Zakręcić zagranicznym gwiazdom kurek i raz na zawsze ukrócić ten chory wyścig szczurów. Uderzmy pięścią w stół. Pokażmy stranieri globus, wskażmy na mapie Wielką Brytanię, Szwecję, Danię i pokażmy im drzwi. Jak się nie podoba, zaprośmy w inne rewiry Europy, ale niech nie robią z nas dojnych krów. Albo panowie dostosują się do określonych ram finansowych, zejdą na ziemię, albo do widzenia. Zdaje pan sobie sprawę, że to marzenie ściętej głowy? - Presja, to słowo klucz. Prezesi, kibice, sponsorzy nie znoszą porażek. Nikt nie lubi czekać, oni pragną sukcesu za wszelką cenę tu i teraz. Wpadamy w błędne koło, bo groźba tego, że jedna ze stron odwróci się od drużyny jest poważna. Obawiam się jednak, że przyszłość wystawi w niedalekiej przyszłości niektórym ośrodkom słony rachunek. Mocno. Młodych chłopaków nie stać na smar do łańcucha, a obcokrajowcy pławią się w luksusie. Płacimy im fortunę z naszych podatków. Ani pan, ani ja nie zarobimy takich pieniędzy do końca życia. Jaki krok powinna wykonać Speedway Ekstraliga? - Może zorganizować jakiś okrągły stół? Na pewno uciąć ten prowadzący do zagłady czarnego sportu mechanizm. Trzeba z marszu wprowadzić jakieś ograniczenia. Ale nie takie fikcyjne, jak teraz. Sam pan doskonale się orientuje, że obecne limity istnieją tylko teoretycznie. Wbrew pozorom, Unii taka odtrutka i brak walki o najwyższe cele może pomóc? - Trafił pan w sedno. Dyskutowałem niedawno ze starszymi radnymi, którzy zjedli zęby na żużlu. Jeszcze niedawno Unia miała monopol na medale, cztery razy z rzędu sięgała po tytuł. Mimo to stadion zaczynał świecić pustkami, ludzie mieli wyraźny przesyt. Wierzę, że teraz, kiedy ten skład na papierze będzie nieco słabszy, ta tendencja się odwróci. Kibice nabiorą głodu. Bo ten wierny fan zaglądnie na Smoczyka zawsze, bez względu na okoliczności, ale jest też grono kibiców, które opuściło Unię w pandemii i potem ciężko im było ponownie przekonać się do drużyny.