Słynna hollywoodzka piękność - Megan Fox powiedziała kiedyś, że aktorzy są jak prostytutki. Płaci im się za udawanie miłości. W Polsce parę lat temu rekordy popularności bił program Agent-Gwiazdy. Z grubsza chodziło o to, żeby wytropić delikwenta, który łupie uczestników na kasę. Był też program Kłamczuch prowadzony przez Krzysztofa Ibisza. Tam po zakończeniu finału każdy z uczestników miał piętnaście sekund, aby przekonać publiczność, że to nie on jest tytułowym kłamczuszkiem. Jeśli lawiranta udało się zdemaskować, pieniądze zgarniał uczciwy gracz, jeśli nie, kłamca brał forsę dla siebie. Zastaw się, a postaw się To tak tytułem wstępu, a teraz do rzeczy. Od kilku prezesów nie tylko z niższych lig usłyszałem, że na giełdzie zapanowało szaleństwo. Prezesi szastają gotówką na lewo i prawo. Oczywiście ci, którzy nie zamierzają uczestniczyć w licytacji mówią wprost, że parę klubów pójdzie po sezonie z torbami, wykrwawi się na śmierć, albo najoględniej pisząc będziemy mieli do czynienia z wysypem bankrutów na masową skalę. Mechanizm jest prosty. Jeśli gwiazdy dobrze zbajerują prezesów, w PGE Ekstralidze z ich kieszeni, za sam podpis można wyciągnąć nawet milion złotych. W 2. LŻ, która uchodzi na najbiedniejszą, kluby zbroją się na potęgę i tam też pękają kolejne magiczne bariery. Sęk w tym, że o tej porze roku kluby wydają wirtualną gotówkę na poczet następnych rozgrywek. Lwia część ośrodków nie wie, jakim budżetem będzie dysponować. W części (Nie generalizuję i chcę, żeby to właściwie wybrzmiało) przypadków zawodnicy, to taka specyficzna grupa społeczna, która już dawno roztrzaskała kręgosłup moralny w kilku miejscach. Kluczą, kombinują, owijają sobie prezesów wokół palca, ustalają warunki kontraktu, ściskają dłoń, później podbijają stawki i motają się w zeznaniach. Po prostu kłamią w żywe oczy i bawią się z nimi w ciuciubabkę, żeby potem wyrolować ich bez mydła. I niczym u wytrawnych pokerzystów nie mrugnie im przy tym nawet powieka. Lata doświadczeń robią swoje. Pytanie, czy to etyczna postawa? Pewnie nie, ale czy któregoś z zawodników, to obchodzi? Pewnie nie. This is spee... biznes! A w biznesie jeńców się nie bierze. Czasami tylko chytry dwa razy traci. Ile to już przypadków odnotowaliśmy, że klub zwinął się z dnia na dzień zostawiając zawodnika bez środków do życia, albo nie wypłacił mu należności? Za dobre dziękuję rodziny nie wyżywisz. Czasy ciężkie, inflacja skacze non stop do góry, dlatego każdy idzie po bandzie. Ale tak sobie myślę, że oba obozy: zawodnicy i prezesi są siebie trochę warci. Jedni próbują być bardziej przebiegli od drugich, a prawda jest taka, że tracą wszyscy, szargając sobie przy okazji nerwy. Obiecanki, cacanki, a prezesi w płacz Prezesi stali się niewolnikami żużlowców, ale jeśli gdzieś powinni kierować pretensje to wyłącznie do siebie. Sami nakręcili tę spiralę kosmicznych zarobków, wyrywając sobie nagminnie z rąk zawodników, a teraz płaczą i zgrzytają zębami, że ci łamią dane słowo i robią z gęby cholewę. Prezes Tadeusz Zdunek z Wybrzeża wylewa żale, że uciekł mu do Falubazu dogadany Rasmus Jensen, a w Krośnie udają Greka po zuchwałym przechwyceniu przez, a jakże Zieloną Górę Przemysława Pawlickiego. Z kolei te same Cellfast Wilki romansują z Jasonem Doyle’m ogłoszonym kilka tygodni temu w Fogo Unii. I tak kręcimy się w kółko jak chomik w klatce. A to dopiero początek. Od wakacji trwa cyrk objazdowy. Zawodnicy wydają gigantyczne kwoty ma paliwo, krążą po Polsce, a w tym samym czasie szefowie klubów dostają palpitacji serca i zastanawiają się, czy dżentelmeńska umowa, jest faktycznie dżentelmeńska i trafiło się na dżentelmena, czy jednak bardziej na następnego pazernego, który zaraz zacznie gdzie indziej podbijać bębenek. No bo jak pokazują niedawne przykłady, wypracowane porozumienia znaczą mniej więcej tyle, co zużyty papier toaletowy. Zawodnicy prześcigają się w nie dotrzymywaniu obietnic. W okresie transferowym żużlowcy zmieniają kluby częściej niż przez całą karierę. Kurtek z emblematami drużyn mierzą wtedy pewnie więcej niż w ciągu roku na wyprzedażach w galeriach handlowych. Do listopada i oficjalnego otwarcia okienka transferowego jeszcze wiele może się wydarzyć. Nastawmy się na zwroty akcji jak w porządnym filmie sensacyjnym.