Dariusz Ostafiński, Interia: Mamy wysyp informacji o długach Wybrzeża. Jak jest naprawdę? Tadeusz Zdunek, prezes Zdunek Wybrzeże: Mówienie o naszej śmierci jest mocno przedwczesne. Wybrzeże nie jest trupem. A co z zaległościami wobec trójki: Gała, Lahti, Jensen? To szukanie taniej sensacji i odstraszanie sponsorów, którym po takich artykułach odechciewa się inwestować w klub. To nam szkodzi. Jakiś problem jednak jest, bo wcześniej do związku trafiły sprawy zaległości wobec młodych zawodników Wybrzeża. Mamy określony cykl płatności, który wynika z tego, że na przykład miasto przelewa środki dopiero po zakończeniu sezonu, czyli teraz. Czyli poślizgi jednak są. Proszę powiedzieć jak duże? Słyszałem, że pół miliona według wersji optymistycznej, a milion według czarnego scenariusza. To na pewno nie są te kwoty. My tu mówimy o zaległościach rzędu 20, 30 tysięcy dla tych najlepszych zawodników. Przy rocznych zarobkach rzędu 600 tysięcy, to nie jest nawet 10 procent. Pan pewnie mówi o zaległościach klubu, a są jeszcze dodatkowe umowy sponsorskie. My nie mamy żadnych zaległości z tytułu tych umów. Te, które zawarła moja firma, są już dawno uregulowane. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego zawodnicy, którzy byli już przedstawieni jako żużlowcy Wybrzeża na sezon 2023, szukają innych opcji? Zawodnicy są bombardowani ofertami i to się stąd bierze. Oni przez te nowe oferty próbują wynegocjować nowe, lepsze stawki z nami, choć już się na coś umówiliśmy. A my w głupich licytacjach nie będziemy brali udziału, bo w wielu przypadkach, to są prywatne, ciężko zarobione pieniądze. Wybrzeże nie będzie płacić pół miliona za podpis i pięć tysięcy za punkt. Pieniądze zarobione przez zawodników na torze w tym sezonie wypłacicie jednak co do złotówki? Tak, zrobimy to. Wszyscy, którzy zostaną z nami, dostaną swoje pieniądze. A ci, co nie zostaną? Nie mogę odpowiedzieć. W przypadku niektórych zawodników mamy możliwość obcięcia kontraktów zgodnie z regulaminem. Jeśli ktoś, kto dał słowo, umówił się na coś, teraz nas zostawi, to nie wykluczam skorzystania z tej opcji. Rozumiem, że pan powołuje się na dane słowo, ale czy zawodnicy wiedzieli, że dostaną swoją kasę później? Wiedzieli, mówiliśmy im o tym. Oni koniecznie chcieli mieć wypłaty do końca września, ale ja cały czas mówiłem, że to będzie do końca października, bo taki mamy cykl rozliczeń z miastem i sponsorami. Już teraz mamy zebraną znaczącą część tych środków, które są nam potrzebne na przelewy wypłat, a do końca miesiąca będziemy mieli całość. Jeśli jednak zawodnicy wam uciekną, to nie będziecie mieli składu, który zagwarantuje wam utrzymanie. Lanshut też miało być chłopcem do bicia, a tymczasem spokojnie się utrzymał. My dwa lata temu byliśmy pewniakiem do awansu, a ledwo weszliśmy do czwórki. To jest sport. Wiem natomiast, że za rok powinniśmy mieć większy budżet, bo miasto chce dać więcej. Wybrzeże nie będzie miało pięciu milionów na sezon, ale ponad cztery już tak. Za to możemy coś zbudować. Tyle że na rynku już nie będzie zawodników, a słyszę, że Gała w Poznaniu, że Lahti też rozmawia intensywnie z innymi. Z Gałą rozmawiałem w czwartek i dał mi słowo, że jak będzie wszystko spłacone, to zostanie. A Lahti? Gdyby nie ja i moje prywatne pieniądze, dokładnie 360 tysięcy, które zapłaciłem Witkowi Skrzydlewskiemu z Orła, to Lahti cały sezon przesiedziałby na ławce. Mnie to irytuje, że my się staramy, zbieramy środki, a zawodnicy knują. Ja się wywiązuję z tego, co obiecałem. Poślizgi wynikają wyłącznie z cyklu, o którym mówiłem. Zawodnicy jednak o tym wiedzieli, a na koniec października będą spłaceni. I dodam, że Lahti też mnie zapewniał, że zostanie. Czytaj także: 18-krotny mistrz Polski w tarapatach. Potężna dziura w składzie