Remigiusz Turek już raz uderzył w mediach społecznościowych w prezesa Stali Gorzów Waldemara Sadowskiego. Teraz robi to ponownie. Ktoś powie, że to gorzkie żale człowieka, którego pozbyto się z klubu. Pewnie tak. Warto się jednak pochylić nad tym co pisze pan Turek, bo też jego słowa całkowicie burzą narrację budowaną przez prezesa Sadowskiego. Ten ostatni zwykł powtarzać, że wszystko jest pod kontrolą, że finanse mają się dobrze, że nie ma już żadnych trupów w szafie. Tymczasem pan Turek przekonuje, że Stal nie ma zaplecza sponsorskiego i nie dysponuje finansami, które pozwalałby na bieżąco regulować powstające zobowiązania. Pan Turek nazywa też prezesa "Pinokiem", który kreuje inny obraz klubu niż ten, który jest w rzeczywistości. Zauważa, że mówienie prezesa Sadowskiego, że klub nie ma zaległości, jest oznaką braku szacunku do klubu i kibiców. Nie wiem, czy pan Turek ma rację? Nie wiem, czy prezes Sadowski odpowie na jego wezwanie? Wiem natomiast, że prezes Sadowski płaci za politykę "grubej kreski". Pan Sadowski przejął klub w trudnym momencie, po zatrzymaniu przez prokuraturę swojego poprzednika Marka Grzyba. W czerwcu 2022 temu ostatniemu postawiono niezwiązany z klubem zarzut prania brudnych pieniędzy. Dodatkowo w grudniu 2022 dostał on już zarzuty związane ze Stalą i nieprawidłowościami w rozliczeniu dotacji miejskiej. Prezes Sadowski przeprowadził też klub przez najtrudniejszy okres (pierwsze trzy miesiące po aresztowaniu Grzyba), zdobywając ze Stalą srebro i ratując klub przed chaosem i wielkimi stratami kadrowymi. Bartosza Zmarzlika nie zatrzymał, ale pozostałych liderów udało się przekonać do pozostania. Koszt był ogromny, ale i tak należy to uznać za sukces. Tu prezes Sadowski popełnił największy błąd Prezes Sadowski popełnił jednak błąd polegający na tym, że w pewnym momencie nie zrobił czegoś, co można by nazwać publicznym rozliczeniem z okresem rządów swojego poprzednika. Wręcz przeciwnie. Pytany o to, co działo się, zanim objął fotel prezesa, odpowiadał, że on wcześniej też był w klubie, że wiedział, co dzieje się z finansami itd. Nawet jak ukazał się raport podsumowujący pewien okres, gdzie były wykazane kredyty, to prezes wyjaśniał, że to było na budowę lóż. Zawsze wszystko było cacy. Kiedy teraz pan Turek pisze, że klub nie ma zaplecza sponsorskiego, że są problemy z płynnością, to tylko utwierdza mnie to w przekonaniu, że prezes Sadowski przegapił moment, w którym należało wyłożyć wszystkie karty na stół i powiedzieć, jak było, zanim przejął władzę. Bo to nie jest tak, że przyszedł pan Sadowski i wszystko zaczęło się sypać. Zaufanie buduje się miesiącami, jak nie latami. Na brak zaufania też trzeba trochę popracować. To jest proces. Już wtedy trzeba było to załatwić Dodam jeszcze, że według mnie taki idealny moment na wyczyszczenie zaległych spraw był w grudniu. Kadra była zamknięta, licencja przyznana, więc można było wyprać publicznie wszystkie brudy przed świętami i pokazać czarno na białym, czyja to wina. Bo jeśli klub faktycznie ma kłopoty, jak pisze pan Turek, to prezes teraz bierze to wszystko na klatę. To jemu wystawia się rachunek. Prezes Sadowski miał prawo umeblować Stal po swojemu. Miał prawo dobrać ludzi, do których ma zaufanie. Miał też prawo zrezygnować z pana Turka. Życie pokazuje jednak, że akurat ten temat został przez prezesa źle rozegrany. Prezes mógł się spodziewać, że pan Turek nie będzie milczał. Dlatego powinien był wytrącić mu oręż, opowiadając, jak naprawdę jest w Stali. Żeby było jasne, to nie jest tak, że ja wierzę w każde słowo byłego członka rady nadzorczej spółki Stal. Nie wierzę też jednak, że Stal jest krainą mlekiem i miodem płynącą. Zwłaszcza w związku z etapem rządów, który został brutalnie przerwany w czerwcu ubiegłego roku. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo