Prezes przemówił ludzkim głosem Konflikt Marka Cieślaka i Michała Świącika trwał prawie półtorej roku. Trener odszedł z Eltrox Włókniarza w kontrowersyjnych okolicznościach końcówce sezonu 2020. Cieślakowi nie spodobało się, że prezes ingeruje w jego robotę i próbuje wtykać mu nos w przygotowanie toru na mecz z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Menedżer nie zgodził się na wchodzenie w kompetencje, złożył w trybie natychmiastowym dymisje, a Włókniarz ukarano walkowerem, ponieważ nawierzchnia nie nadawała się do jazdy. Do symbolicznego podania ręki doszło w grudniu, dokładnie w Wigilię. Panowie wyjaśnili sobie, co im leży na wątrobie, a prowodyrem pojednania był szef Eltrox Włókniarza. - Jestem człowiekiem, który stara się godzić. Święta były doskonałą okazją, żeby chwycić za telefon, zadzwonić, szczerze porozmawiać i złożyć sobie życzenia - powiedział w programie Marcina Majewskiego. - Jako ten młodszy uważałem, że taktownie będzie jeśli pierwszy wyciągnę rękę. Zawsze wychodziłem z założenia, że zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Nie rozdrapywaliśmy ran, nie wracaliśmy do tego, co było, ale doszedłem do wniosku, że skoro Marek czuje się urażony, to go przeproszę. Nie miałem z tym problemu. Wcześniej świetnie się dogadywaliśmy i dobrze nam się współpracowało. Nikt nie lubi mieć wrogów - kontynuował. Świderski nie słuchał zawodników? Piotr Świderski pracował z Eltrox Włókniarzu zaledwie rok z maleńkim haczykiem. 38-latek nie zagrzał miejsca w Częstochowie, bo drużyna pod jego wodzą nie wypełniła przedsezonowego planu, a ten zakładał wejście do play-offów. Trenerskiego żółtodzioba pod Jasną Górą zastąpił rutyniarz - Lech Kędziora. Tajemnicą poliszynela jest, że forma pożegnania ze Świderskim daleka była od ideału. Na głowę byłego menedżera spadło parę ciosów. Swoje trzy grosze do nie przedłużenia kontraktu z Piotrem mieli dołożyć zawodnicy. - Każdy klub jest zakładam pracy, gdzie na wynik drużyny składa się mnóstwo czynników. Staram się nie podejmować decyzji pod wpływem emocji i nie mówię, że Piotr nigdy już nie przyjdzie do Częstochowy. Palenie mostów też nie leży w mojej naturze, chociaż teraz ewidentnie coś nie zadziałało. Wydaje mi się, że Piotrek musi nabyć większego doświadczenia na stanowisku menedżera, żeby wskoczyć na wyższy poziom - tłumaczył Świącik. - Być może nie trzeba się z zawodnikami do końca bratać, ale spróbować pójść na kompromis i ich trochę posłuchać. Piotrkowi zabrakło cwaniactwa. Tego czegoś, co wypracowali już Kędziora, Chomski, Cieślak, czy Ślączka. Oni mają autorytet u sędziów, czy komisarzy zawodów, a to też duża wartość. I to nie jest tak, że wyrzuciłem Piotrka, a chwilę potem ruszyłem na trenerskie łowy. Lech Kędziora bardzo pragnął wrócić do Częstochowy, ale do tej pory nie było ku temu szansy - zaznaczył. Włókniarz vs. Raków. Kto królem Częstochowy? Odkąd Raków awansował do PKO Ekstraklasy i zaczął odnosić w niej sukcesy, trwa ożywiona dyskusja, czy Włókniarz nie stracił palmy pierwszeństwa w Częstochowie i czy miasto w ogóle stać na utrzymanie dwóch dyscyplin na wysokim poziomie. Kibice zastanawiają się, czy oba kluby, na których funkcjonowanie trzeba wydać niemałe przecież środki, nie kopią pod sobą dołków doprowadzając do niezdrowej rywalizacji. Świącik w "Trzecim Wirażu" zapewnił, że stosunki między Włókniarzem, a Rakowem bardziej przypominają sielankę niż pole bitewne. - Ludzie na Rakowie i Włókniarzu pokrywają się w 80-90 procentach, zmieniają się tylko szalikami. Osobą, która poinformowała mnie o ewentualnej możliwości starania się o pieniądze dla żużla, tak jak teraz piłka ma dostać po sześć milionów na każdy klub ekstraklasowy i dwa na pierwszoligowy, był nie kto inny tylko prezes Rakowa Wojciech Cygan, który jest on również wiceprezesem ds. piłki profesjonalnej przy PZPN. Wkrótce spotkamy się na kawie. On kibicuje Włókniarzowi, ja kibicuję Rakowowi i tak to wygląda.