Dariusz Ostafiński, Interia: Cała żużlowa Polska śmieje się z tego, co pan powiedział na ostatnim spotkaniu prezesów pierwszej i drugiej ligi. Sławomir Knop, prezes Metaliki Recycling Kolejarz Rawicz: A powinno się płakać, bo ja prawdę powiedziałem. Wygarnąłem prezesom, że za rok wielu z nich nie będzie, bo zbankrutują. A pan? - Ja na razie wydałem 130 tysięcy złotych na kwoty za podpis. Jak drużyna będzie dobrze jeździć, to wydam jeszcze 200 tysięcy. A jak bardzo dobrze, to dołożę pół miliona. Taka Stal Rzeszów ma mieć na przyszły rok budżet 5,5 miliona złotych. Ja przez 10 lat tyle nie wydam. Nie chce nam się wierzyć, że pan ma zespół za 130 tysięcy? - To jednak prawda. Baliński, Dróżdż, Douglas, Andersen i młodzi. Oni u mnie będą. Możecie to sprawdzić. Ja nie kłamię. To jak to jest, że za coś, co pan ma za 130 tysięcy, inni płacą miliony? - Nie chcę nikogo obrażać i mówić, że jest głupi, że tyle płaci. Powiem natomiast, że inni nie wydają swoich i mają to gdzieś. Ja daję na żużel ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy. A za podpisy nie daję dużo, bo moi zawodnicy nie muszą się niczym przejmować. Ja mam sprzęt i części. Oni tylko mają przyjechać na stadion, wsiąść na motocykl i trzymać gaz. Mechaników też pan ma? - Trener Maciej Jąder jest dobrym mechanikiem. Wystarczy sobie przypomnieć, jak zasuwał Jason Doyle, kiedy Maciej u niego pracował. Co inni prezesi powiedzieli, jak usłyszeli od pana: za rok z połową was się nie zobaczę. - Jeden na drugiego patrzył. Tylko Witek Skrzydlewski z Orła Łódź się śmiał. Przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański też. Przyznał, że czegoś takiego jeszcze nie słyszał. Myśli pan, że będzie tak, jak pan mówi? - A co pan myśli. Mamy kryzys gospodarczy, recesję, inflacja szaleje. Teraz jeszcze ludzie jadą na oszczędnościach, ale te się za chwilę skończą. Nie rozumiem, jak można być tak ślepym i nie widzieć tego wszystkiego. Kto najbardziej przesadził? - Według mnie Rzeszów. Ja pamiętam, jak Stal miała takiego prezesa, co diamenty rozdawał, a potem klub się zwinął, bo nie miał z czego zapłacić. Nie życzę im źle, ale ja mam inną filozofię. Kiedy inni wydają, to ja rozwijam akademię. W ostatnim czasie ośmiu chłopaków z mojej szkółki zdało licencję. W PGE Ekstralidze każda z gwiazd ma za rok zarabiać nie mniej niż 3 miliony złotych. - Ja za trzy miliony przejadę trzy sezony. Znowu musimy powtórzyć, że nie wierzymy. Przecież pan miał w tym roku budżet 2,5 miliona złotych. - Miałem, ale za bańkę kupiłem sprzęt, a na kontrakty wydałem niecały milion. Po co pan kupuje motocykle. Przecież zawodnicy dostają z klubu na sprzęt. Mają go kupić z tak zwanej kwoty za podpis. - Jednak nie robią tego. Jeden zawodnik wziął kiedyś ode mnie na dwa motory i nie kupił. Niedawno był u mnie Tony Briggs. Ma mi zrobić bandę dmuchaną, bo on się w tym specjalizuje. Briggs wie też, co w trawie piszczy. Jak tak sobie pogadaliśmy, to usłyszałem, że Sam Masters od pięciu lat ma te same trzy silniki i tylko je remontuje. Zawodnicy potrafią się sprzedać. Opowiadają, ile to wydają, a to tylko marketing. Oni zwyczajnie kłamią. Wcale tyle nie wydają. Dlatego ja kupiłem te motory. Kto chce, podpisuje, jedzie, a ja płacę za punkt, ale nie za bajki o inwestycjach w sprzęt. Inni jednak kupują te bajki i płacą miliony. - Ja bym panu powiedział, co należałoby z nimi zrobić, ale to by się nie nadawało do druku. Znowu by powiedzieli, że Knop jest kontrowersyjny. A nie jest pan? - Ja prawdę mówię. Zawsze. Teraz też powiem. Ostatnio byłem na Unii Leszno i mi prezes Rusiecki powiedział, że jak chcę od nich młodych zawodników, to muszę wpierw dwieście tysięcy zapłacić za to, że kiedyś się na Unii wypromowałem. Od razu wyszedłem. Zresztą Józef Dworakowski, udziałowiec Unii też wyszedł. To jest mój tata. Nie lubi dziennikarzy, ale to dobry człowiek. I myśli to samo o milionach wydawanych na żużlowców. Bo jak czytam, że ten młody Holder z Torunia dostał milion za podpis w Motorze, to ja się pytam, jak temu dziecku takie pieniądze dawać. Niech najpierw coś pokaże. Motor, zamiast płacić taką kasę, to niech lepiej kogoś wreszcie wychowa. Tak jak my to robimy. Gdzieś czytałem, że pan szuka zawodników przez Facebooka. - Tak. Dwadzieścia zgłoszeń mam. Daję kontrakt na starty w DMPJ. Potrzebuję pięciu Polaków, dlatego to zrobiłem. Innych to denerwuje, ale od czego jest Facebook? Kiedyś bym dał ogłoszenie do gazety. I jeszcze jedno wam powiem, bo tak się ostatnio całe żużlowe środowisko zachwyca tym, że nowi zawodnicy Motoru przylecieli na prezentację awionetką. U mnie dzieciaki latają helikopterem. Mam kolegę, daję mu tysiaka na paliwo i wszyscy szczęśliwi. I to w tym biednym Rawiczu. To kto za rok będzie musiał ogłosić bankructwo? - Nie będę nikogo wskazywał palcem. Rzucę natomiast kilka przykładów. Ja miałem Pickeringa za 30 tysięcy za podpis i tysiąc za punkt, a teraz w Gnieźnie ma dostać 250 tysięcy za podpis i 2,5 tysiąca za punkt. Albo taki Daniel Kaczmarek dostał 250 tysięcy za podpis w Gdańsku. Dla mnie to jest szaleństwo. To trzeba zamknąć. Ja uważam, że nie wolno podpisywać czegoś, czego człowiek nie jest pewny. Nie ma już limitów, nie ma umów sponsorskich, od teraz klub odpowiada za kontrakt w stu procentach. Na koniec każdy dostanie to, na co sobie zasłużył. - Ja byłem za tym, żeby tak było, bo przecież te umowy sponsorskie nie były płacone. Rok temu media rozpisywały się o tym, że Sajfutdinow po odejściu z Leszna nie dostał tej kasy. W ogóle kluby stosują różne triki, żeby nie dać tego, co obiecały. Ja mam u siebie byłego toromistrza ze Sparty Wrocław, któremu klub dał 11 tysięcy złotych kary za to, że nie miał czapki z logo sponsora. To smutne. - Dla mnie też. Dlatego powiedziałem, że połowy nie będzie. Rzeszów wydał tyle, że chyba będzie musiał znaleźć jakieś diamenty. Gniezno też rozdaje miliony. Niektórzy do niedawna nie rozliczyli się z poprzedniego roku, a dalej obiecują i żyją ponad stan. Biorę takiego zawodnika Orwata, a on mówi, że mu w Pile za dwa mecze zapłacili. To było w październiku, więc zakładam, że już pieniądze dostał, ale to pokazuje, że mamy problem. Jeśli jednak inni oferują miliony, nawet te wirtualne, to pan się ze swoim myśleniem nie przebije. - Przebiję się. Do mnie zawodnicy dzwonią, chcą u mnie jeździć. Pytam, ile chcesz, a on nim na to, że sto tysięcy za podpis. Wtedy ja mówię, nie dzwoń do mnie więcej, bo ja ci takiej kasy nie dam. Ja mam tyle na cały zespół. A za chwilę przyjadą do mnie chłopaki z zagranicy. Dam im motory i chleb, może coś z tego wyjdzie. Czytaj także: Obiecał im tego zawodnika. Dlaczego zmienił zdanie?