Dariusz Ostafiński, Interia: Jakie to uczucie podpisać kontrakt na 240 milionów złotych? Wojciech Stępniewski, prezes Ekstraligi Żużlowej: To wielka szansa dla PGE Ekstraligi i klubów, nie można jej zmarnować, więc uczucie jest takie, iż ciąży teraz na wszystkich duża odpowiedzialność związana z wydatkowaniem pieniędzy, a nie przelewaniem z pustego w próżne. Idea jest taka, że z tych pieniędzy ma skorzystać dyscyplina. Jak powiedziałem, stoimy przed wielką szansą i nie możemy jej zmarnować. Czy po podpisaniu nowej telewizyjnej umowy usłyszał pan od któregoś z prezesów, że za mało, że on by ugrał więcej? Poprzedniej umowie towarzyszyły takie głosy. - Nie usłyszałem. Słyszałem brawa dla Zarządu. Ale zawsze mogą się znaleźć głosy niezadowolenia... Natomiast rośnie wartość produktu, który wszyscy: my jako Ekstraliga Żużlowa, a także kluby i Canal+ budowaliśmy od lat. Jesteśmy dziś w dobrej sytuacji, ponieważ żużel, jak pokazuje nasz najnowszy raport przygotowany dla Ekstraligi Żużlowej dosłownie w listopadzie przez firmę badawczą Pentagon Research jest wyraźnie na drugim miejscu w rankingu lig zawodowych jeśli chodzi o oglądalność telewizyjną, a ustępuje jedynie meczom PKO BP Ekstraklasie pokazywanej częściowo w TVP. Za nami w tzw. telewizyjnym torcie transmisji sportowych LIVE są PlusLiga oraz PKO BP Ekstraklasa - mecze pokazywane w Canal+. Różnica między liderem i nami jest mniejsza niż 3 lata temu. To pokazuje nasze coraz lepsze miejsce na rynku. Co będzie z kolejną umową? - Tego nie wiem, to wypadkowa wielu czynników a przede wszystkim pracy naszej oraz klubów. Stąd też nasze działania - rozbudowujemy piramidę szkoleniową oraz struktury klubowe, aby jeszcze efektywniej rozwijać nie tylko stronę sportową PGE Ekstraligi, ale także szkoleniową. Potrzebujemy nowych zawodników. Sądzi pan, że PGE Ekstraliga w przyszłości może na sprzedaży praw telewizyjnych zarobić więcej? - Rynek mediów jest dynamiczny, w każdą stronę. Na dziś to wróżenie z fusów. Dlaczego w ogóle nie zostawiliście sobie prawa do sprzedaży transmisji za granicą? - To są kwestie umowy z nadawcą telewizyjnym w Polsce - Canal+. Oba podmioty, Canal + oraz Discovery, uczestniczące w konkursie ofert chciały posiadać te prawa. Czy dzięki tej nowej umowie jest pan spokojny o finansowy byt klubów? Czy mając taką poduszkę, są one odporne na szaleństwa finansowe prezesów? - Odpowiedzialność zarządów klubów jest elementem najważniejszym i ile byśmy pieniędzy nie pozyskali, to zawsze trzeba je racjonalnie wydawać. Z wartości obecnego kontraktu telewizyjnego pewna część pieniędzy będzie przeznaczona na sprawy niezwiązana z kontraktami zawodników pierwszej drużyny. A nie ma pan czasami dość kolegów-prezesów? Były szef PZM Andrzej Witkowski nazwał ich najsłabszym ogniwem, bo często, gęsto robią antyreklamę dyscyplinie. Podkradają sobie zawodników, grają nie fair, opowiadają o drukarniach. Jak pan się z nimi dogaduje? - Tam, gdzie jest sport, są emocje. A one są najgorszym doradcą. Przy 64 - jak do tej pory, czy 70 - jak teraz, meczach każdy mecz może być na wagę złota. Wielu prezesów traktuje bardzo osobiście wyzwanie pod tytułem PGE Ekstraliga i walka o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Sam byłem kiedyś po tamtej stronie barykady i wiem, że przy dość skąpym rynku zawodniczym trwa ostra walka o najlepszych, czasami na zasadzie "cel uświęca środki". Nie popieram tego, dlatego też dążymy, aby zawodników było więcej, to ma przeciwdziałać czasami zbyt ostrej rywalizacji o nich. Czytam ostatnio wiele, że juniorzy kosztują niebotyczne pieniądze. Czyja to wina? - Tych, co nie szkolili. Nie będę wskazywał palcem, kto przez ostatnie lata podjął na poważnie rękawice w zakresie szkolenia, a kto udawał, że to robi. Dlatego też jeśli dziś kluby, które już mają na to pieniądze, dalej będą udawać, że to robią, to za kilka lat za juniorów będą płacić kilka razy więcej niż dzisiaj. Jeśli dziś ktoś realnie i z pomysłem wykorzysta projekt U-24 to w ciągu dwóch, trzech lat może mieć extra kilku dobrych, młodych zawodników, nie tylko Polaków. A jak wygląda u nas scouting? - Poza Unią Leszno i Stalą Gorzów nie widzę, aby ktoś budował instytucję scoutingu międzynarodowego, a na świecie jest wielu zawodników w przedziale wiekowym 17-21, którzy potrafią jeździć, a tylko bariera finansowa w zakresie sprzętowym nie pozwala im na rywalizację w Polsce. Dla nich między innymi jest U-24 Ekstraliga, dlatego nieustannie zachęcam kluby do regularnego poszukiwania zawodników, tym bardziej że okienko transferowe do U-24 Ekstraligi jest całoroczne. Jeśli ktoś potraktuje poważnie sekcję 250cc to w perspektywie następnych trzech, czterech lat będzie miał kilku dobrych juniorów. To wynika ze statystyki. Ale statystyka nie działa w sytuacji jak ktoś ma dwóch adeptów 250cc czy dwóch zawodników z licencją 250cc. A jak ktoś nie wie, jak to się robi, to niech zapyta Mariusza Staszewskiego z Ostrowa, który posiadając przez ostatnie lata o wiele mniejsze środki finansowe niż kluby PGEE robi to z powodzeniem. Co może zrobić żużel, jeśli za kilka lat telewizje powiedzą damy jeszcze więcej, ale meczów musi być dwa razy więcej. Czy to możliwe, żeby PGE Ekstraliga była jak liga piłkarska? - Dlaczego nie! Trzeba spojrzeć na nasz produkt szeroko. Ja naprawdę w wielu rozmowach z kibicami zawsze podkreślałem, że potrzebujemy rozbudowanych rozgrywek, większej liczby drużyn w PGE Ekstralidze, ale nie teraz, bo najpierw trzeba zapewnić nam solidne podstawy kadrowe. Żużlowców jest teraz po prostu za mało, aby obsłużyć trzy ligi w Polsce przy dodatkowych na przykład 20 meczach w sezonie. Trzeba pamiętać o systemie finansowania meczów, dodatkowych kosztach związanych ze sprzętem dla zawodników - wreszcie terminarzu. A kiedy Ekstraliga będzie liczyła 10 drużyn? Czy jest jakiś plan na poszerzenie? I z czym to się będzie wiązało? - Tak jak powiedziałem - wtedy, gdy wyraźnie zobaczymy, że mamy wystarczającą liczbę żużlowców, którzy reprezentują określony poziom sportowy. Dziś zaczynamy pewien proces, który podsumować będziemy mogli za trzy, cztery lata. Powstaną place Pit Bike, intensywnie szkolić będziemy na minitorach, rozpocznie się liczniejsza rywalizacja na motocyklach 125 i 250cc, najbardziej utalentowana grupa zawodników spoza Polski trafi do U24 Ekstraligi i ten cały mechanizm powinien zafunkcjonować komplementarnie, ale nie w ciągu roku czy dwóch. Nie spodziewajmy się efektów za rok. Już kiedyś powiększaliśmy ligę ad hoc - sami wiemy, jak to się skończyło. Musimy się wszyscy przygotować. Wyobraża pan sobie wydłużenie sezonu, który obecnie trwa od kwietnia do września? To w ogóle możliwe? Czy też pogoda nas skutecznie ogranicza. - Dwa czy trzy tygodnie różnicy w sezonowości - zarówno wiosną lub jesienią, zależnie od warunków pogodowych nie są problemem, szczególnie gdy będziemy dysponowali w PGE Ekstralidze plandekami jak i odwodnieniem liniowym, ale pamiętajmy, że rywalizacja toczy się o wysokie cele, w PGE Ekstralidze trzeba zapewnić klubom jazdę w możliwe najlepszych warunkach, a to z kolei także wiąże się z obecnością kibiców na stadionach. Musimy odbudować to, co było w 2019 roku i latach wcześniejszych. Na pewno komfort oglądania meczów przy niskich temperaturach nie jest duży, więc sezon musimy kończyć w październiku, a zaczynać w kwietniu. Za rok wchodzi Ekstraliga U-24. Kluby już zmontowały składu. Panu podoba się to, że mocno stawia się na nieznanych zawodników z zagranicy, zamiast inwestować w polską młodzież? Czy to nie jest czasem tak, że prezesi robią z U-24 parodię, bo zamiast inwestować w przyszłość, to sprowadzają cudzoziemców za grosze, by oszczędzić na gwiazdy. - Myli się pan, ponieważ liczba zawodników w składach drużyn U24 to minimum dwóch krajowych i minimum dwóch zagranicznych. Kluby kontraktują zawodników zagranicznych, aby wreszcie dać im szansę, sprawdzić w rozgrywkach U24 i docelowo mieć gotowego żużlowca do startów w PGE Ekstralidze za kilka lat. Bez polskiego kapitału, pomocy klubu, znalezienia mechaników itp. młodzi zawodnicy zagraniczni są pozbawieni szans na rozwój. To dotyczyło wszystkich - od Holdera czy Warda, przez Sajfutdinowa po Lidseya lub Bewleya, którzy dopiero w Polsce rozwinęli skrzydła. Stworzyliśmy naprawdę dużo możliwości do jazdy dla polskich zawodników U24, mamy trzy ligi, więc nie byłbym takim pesymistą - polscy młodzi zawodnicy też znajdą wiele okazji do startów. Co zrobicie jeśli za rok ktoś nie będzie miał odwodnienia liniowego bądź plandeki? Wyrzucicie z ligi, nałożycie karę, czy przymkniecie oko, jak na kiepskie światło na stadionie w Gorzowie? - To są kwestie biznesowe w umowie pomiędzy EŻ a klubem. Tam to jest uregulowane. Klub, który nie będzie miał plandeki albo odwodnienia liniowego dostaje o wiele mniej pieniędzy, do czasu aż wykona to zobowiązanie. Czy chodzi panu po głowie zamknięcie ligi? Pytam, bo rośnie przepaść między Ekstra i 1 Ligą. Wejście takiego Ostrowa to obniżenie poziomu sportowego, ale i też organizacyjnego. Stadion w rozsypce. - Nie oceniajmy klubu z Ostrowa w listopadzie, gdy po pierwsze jest on na początkowym etapie zmian infrastrukturalnych, a plany są bardzo realistyczne i klub we współpracy z miastem ciężko pracuje nad ich realizacją. Jeśli chodzi o poziom sportowy, to o ile dobrze pamiętam właśnie pan redaktor w ostatnich latach w okresie jesienno - zimowym rozgrywał PGE Ekstraligę "na papierze", a wyniki były zgoła inne niż na torze. To tak pół żartem, pół serio, bo skazywanie kogoś teraz na spadek nie jest poważne. Niczego nie zamykamy i nie mamy takich planów. Zamknięcie ligi w polskich warunkach to zabójstwo dla ligi w dłuższym okresie czasu. Już to zrobiła siatkówka, a po kilku latach wróciła do spadków i awansów. Poza tym, o czym by pan pisał gdyby np. mecz Grudziądz - Częstochowa był o nic w tym roku? Kiedyś był taki temat, żeby został Pan też prezesem 1. Ligi. To byłoby możliwe? Wyobrażam sobie, że pomysłodawcy chcieli, by 1. Liga była zarządzana tak jak Ekstraliga, by było w niej więcej pieniędzy. - Nie bawmy się w spekulacje i sprawy zarządzania eWinner 1. Ligą pozostawmy GKSŻ. Podnieśliście limity finansowe, ale UOKiK, tak się wydaje, uważa, że limitów w ogóle nie powinno być. Tak jak i tych ubiegłorocznych renegocjacji kontraktów. - Sytuacja z kwietnia 2020 roku, kiedy przypomnę, nawet do parku czy lasu nie można było wejść, a otwarte były tylko sklepy spożywcze i stacje benzynowe — była nadzwyczajna — cały świat był postawiony do góry nogami. Mamy w Polsce taką cechę, że szybko zapominamy pewne sprawy. Na razie nie chcę komentować tematu UOKiK, ponieważ jest on w toku. Zostawmy UOKiK. Czy liga nie widzi, że limity są obchodzone, a zawodnicy są szantażowani nadwyżkami. Zapłacimy ci, jak podpiszesz nowy kontrakt. - Kiedy tylko wpłynie oficjalnie do nas taka informacja o szantażu ze strony klubu, to niezwłocznie się tym zajmiemy. Bo na razie to jest wyłącznie fakt istniejący w mediach. Kibiców boli coraz grubsza książka z regulaminami. Gubią się w tym wszystkim. Czy to da się zmienić? - Proszę nie mylić dwóch różnych rzeczy: regulaminu sportowego i organizacyjnego. Wspomniana przez pana książka rozrasta się nie w sprawach sportowych, ale okołosportowych, bo skoro wprowadzamy nowe rozgrywki jak U24 czy inne, skoro szkolimy, a także podpisujemy szereg nowych umów i wprowadzamy do PGE Ekstraligi coraz więcej nowoczesnych rozwiązań marketingowych, to nie robimy tego bez określonych zasad. Wszystko omawiamy z klubami, konsultujemy i koniec końcem zapisujemy. Wprowadzając nowinki techniczne, także musimy je usytuować w regulaminie. A jest, chociaż szansa na uporządkowanie jakoś spraw sędziowskich. Bo często jest tak, że po kolejce rozmawiamy o tym, czy się ruszył, czy nie, zamiast emocjonować się widowiskiem. - Nie odpowiadamy za sprawy sędziowskie, które leżą w gestii GKSZ. Jednak moralnie jesteśmy za to odpowiedzialni i będziemy jak dotychczas współpracować z komisją w celu dalszego podnoszenia umiejętności sędziów. Na dziś mamy kilku bardzo dobrych sędziów i to również efekt ich pracy nad sobą oraz, które ich szkolą.