Zatwierdzenie nowego regulaminu jest praktycznie przesądzone. Za projektem zmian opowiedziała się większość prezesów PGE Ekstraligi. Tylko Unia Leszno była przeciw. Prawdopodobnie identyczne reguły będą obowiązywały także na niższczych szczeblach rozgrywkowych. Działaczom odpowiedzialnym za ingerencję w przepisy słów krytyki nie szczędzi Witold Skrzydlewski. - Proszę mi pokazać dyscyplinę, przy której co chwilę się majstruje, zmienia zasady gry i próbuje dopasować pod, to co dzieje się na świecie. Zawsze musimy kluczyć z jakimiś dziwolągami typu gość lub ZZ. Jestem przeciwnikiem tych propozycji nawet nie ze względu na Rosjan tylko ogólnie. To jest śmiech na sali - mówi prezes pierwszoligowego Orła Łódź. Skrzydlewskiego do szewskiej pasji doprowadza zwłaszcza myśl o powrocie do instytucji gościa. Właściciel i główny sponsor łódzkiego klubu uważa, że ta regulacja nie sprawdziła się w pierwszym pandemicznym sezonie. Prezesi wykorzystali ułomność przepisu kontraktując zawodników na potęgę, tylko po to, aby uzupełnić składy. Choć teraz ma być inaczej, Skrzydlewski zdania nie zmienia. - Przerabialiśmy niedawno gości i zepsuli całą ligę. Mogą się na mnie teraz wszyscy prezesi obrazić, pewnie niektórzy już nawet poplanowali, do której gabloty włożą medale, ale ich dopadł pech. Idzie ktoś ulicą, potknie się, przewraca, łamie sobie nogę, to jest to najjaskrawszy przykład wypadku losowego. Prezesi zaryzykowali zatrudniając Rosjan i muszą teraz sobie z tym po ludzku poradzić. Liga stanie się atrakcyjniejsza, układ sił się wyrówna. No, ale jak chcemy coś popsuć cudami na kiju, to ten żużel wkrótce zdechnie - nie szczędzi gorzkich słów. Szef Orła podobnie jak prezes Fogo Unii nie rozumie po co w takim razie tworzono zespoły U24, które mają stanowić bezpośrednie zaplecze pierwszych drużyn. - Kluby straciły swoich czołowych zawodników, ale mają drugą drużynę właśnie po to, żeby nimi pouzupełniać luki. Tak się rodzą nowe gwiazdy, często z przypadku można kogoś wypromować. Jest element zaskoczenia, a kibice lubią niespodzianki - przedstawia swój punkt widzenia. Skrzydlewski twierdzi, że jak tak dalej pójdzie, to cała dyscyplina prędzej niż później popełni klasyczne harakiri. - Już zaciskamy sobie pętlę wokół szyi, a za chwilę wpędzimy się do grobu na amen. Siedzę w żużlu od lat i widzę, jak chylimy się ku nieuchronnemu upadkowi. Kiedyś profesor jednego z łódzkich uniwersytetów uknuł trafne spostrzeżenie, że to już dyscyplina wykraczająca poza ramy sportu, że to bardziej objazdowy cyrk na kółkach - kończy.