- Każdy z zawodników, prócz kapitana Leona Madsena i Kacpra Woryny, powinien był zrobić w pierwszym meczu o wiele więcej punktów - nie ukrywa Michał Świącik, prezes Włókniarza i daje do zrozumienia, że nie kupuje tłumaczeń w stylu, że przez ponad tydzień żużlowcy nie mieli dostępu do własnego toru, a w trakcie meczu nie wyglądał on tak, jakby tego chcieli. Prezes, mimo porażki w pierwszym meczu, uważa, że drużynę Włókniarza stać na wiele, że jest ona dużo lepsza niż przed rokiem. To jest wciąż największy problem żużlowców Włókniarza Częstochowa Nie sposób jednak uciec od refleksji, że wciąż wszystko rozbija się o tor, który od kilku lat jest największym problemem dla zawodników Włókniarza. Nie czują się oni na domowym obiekcie komfortowo, nie daje im on żadnej przewagi. Marek Cieślak, były trener Włókniarza komentując porażkę drużyny dla Przeglądu Sportowego, przyznał wprost, że drużyna z Częstochowy głupieje, gdy tor jest inny niż zazwyczaj. Mówił też o psychozie domowego toru. - Siadła im głowa. Za moich czasów kilka meczów pojechaliśmy po deszczu, to wtedy drużyna też nie potrafiła się pozbierać. To się dalej ciągnie. Zawodników Włókniarza z choroby może wyleczyć trener Lech Kędziora. Kilka lat temu pracował w klubie i to był ten czas, kiedy tor wybitnie pasował częstochowskim żużlowcom. Skład był o wiele słabszy niż teraz, ale Włókniarz sprawił ogromną niespodziankę, utrzymując się bez większych problemów. Teraz prezes pisze, że trzeba brać się do roboty, bo w tym roku nie chodzi o utrzymanie, lecz o medale.