Żużlowy Apator wyprowadził się ze swojego stadionu Trzeba przyznać, że cała sytuacja jest dość niecodzienna. Rzadko zdarza się bowiem, aby klub, który na co dzień rozgrywa na danym stadionie swoje mecze domowe siedzibę i biuro miał w innym miejscu. Tak właśnie od nowego roku jest w Toruniu, gdzie władze Apatora opuściły MotoArenę. Na to zanosiło się już od jakiegoś czasu, a w związku z brakiem porozumienia władz Apatora z miastem doszło do wyprowadzki. Wszystko przez wysokie koszty najmu oraz prognozę rachunków za media. W dobie trudnych ekonomicznie czasów kluby najwyraźniej nie są w stanie pozwolić sobie na rosnące wydatki. Tym bardziej, że budżety skonstruowane są tak, że większość środków przeznaczana jest na kontrakty zawodników. Prezes Apatora mówi, że nie było wyjścia - Chodzi o redukcję kosztów związanych z wynajmem powierzchni na stadionie, a także o brak przedstawienia nam jasnej oferty, w tym dotyczącej refakturowania kosztów, jakie ponosiliśmy za media. Propozycja, którą otrzymaliśmy, nie była dostatecznie jasna. Pozostając na Motoarenie nie wiedzielibyśmy, ile będziemy płacić, a po ostatnim rachunku, który dostaliśmy, dosłownie złapaliśmy się za głowy ze względu na podane w nim ceny jednostkowe - wytłumaczyła decyzję w rozmowie z toruńskimi Nowinami prezes klubu Ilona Termińska. W tym samym wywiadzie pani prezes wspomniała, że koszty najmu podniesiono o prawie 12%. Tym samym kolejny raz uwidoczniły się chłodne relacje klubu z władzami miasta. - Brak w ogóle komunikacji - mówi Termińska, która rozkłada ręce. A wszystkiemu z boku z niepokojem przyglądają się kibice, którzy zastanawiają się nad przyszłością klubu. Tym bardziej, że właściciel Apatora Przemysław Termiński (mąż pani Ilony) zapowiedział jakiś czas temu, że najchętniej oddałby klub w ręce kogoś innego. To jednak nie takie proste, bo zainteresowany będzie musiał odkupić pakiet akcji za 5 milionów złotych. Chętnych na razie brak.