Dotąd było tak, że Maksym Drabik mógł w Tauron Włókniarzu Częstochowa wszystko. Jak mu się nie podobało, to pakował walizki i wychodził ze stadionu, a prezes klubu biegł za nim i prosił, żeby wrócił, bo drużynie za takie zachowanie gwiazdora groził walkower. Talent zawieszony, odpocznie jeszcze kilka miesięcy. POLADA prześwietla sprawę Drabik niczym obrażone dziecko. Jak nie idzie, to zbiera zabawki Gdy zimą Drabik nie przyszedł na dziękczynne spotkanie ze sponsorami, a potem wykręcił się od wyjazdu na zagraniczne zgrupowania, to Włókniarz pudrował temat. Ludzie patrzący na wszystko z boku mówili jednak, że prędzej czy później takie ulgowe traktowanie gwiazdora źle się skończy. Zresztą Włókniarz dostał poważne ostrzeżenie dwa tygodnie przed ligą, kiedy Drabik po trzech zerach w Złotym Kasku spakował się i pojechał do domu. Niczym obrażone dziecko, które zbiera swoje zabawki. Po tej akcji kibice zarzucili trenera kadry prośbami, żeby już nigdy nie powoływał Drabika. Złoty Kask to impreza w głównej mierze dla reprezentantów Polski. Kibice w trakcie meczu pytali: czy Drabik już spakowany? Na inaugurację PGE Ekstraligi sytuacja się nie powtórzyła. Bo choć kibice kpili i jeszcze w trakcie meczu pytali na forach, czy Drabik już spakowany, to ten wytrzymał w Lesznie do końca. Drużynie jednak nie pomógł. Zrobił punkt z bonusem w pierwszym starcie, a potem dwa zera i już nie wyjechał. Jeszcze przed startem ligi trener Marek Cieślak mówił nam, że Drabik potrzebuje psychologa i zmiany podejścia klubu, który przyjął w stosunku do gwiazdora dziwną taktykę. Już wszyscy się śmieją, że prezes jest zakładnikiem Drabika, że płaci mu miliony i nic nie może mu zrobić. Bo we Włókniarzu sztab szkoleniowy robi wszystko, żeby nikt nie powiedział złego słowa o zawodniku, który na dzień dobry dostał kontrakt na poziomie 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Drabik długo tłumaczył się trenerowi, jest nadzieja na poprawę Włókniarz, zamiast stosować zasadę: płacę i wymagam, obchodzi się z Drabikiem niczym z jajkiem. Gdy inni widzą jego opryskliwe i często chamskie zachowania (jak inaczej nazwać brak szacunku do ludzi, którzy mu płacą), w klubie zachowują się tak, jakby nic złego się nie działo. Wiele jednak wskazuje na to, że mecz w Lesznie może być początkiem zmiany podejścia. Drabik chyba sam wyczuł, że miarka się przebrała, bo długo rozmawiał z trenerem Januszem Ślączką i sypał głowę popiołem, biorąc winę za porażkę na siebie i przyznając, że zawalił. Oczywiście na pierwszym planie było typowe dla żużlowców tłumaczenie niepowodzenia wadliwym sprzętem (Drabik ma silniki od Flemminga Graversena), ale zasadniczo zawodnik zaczyna dostrzegać, że coś jest nie tak. Może to jest jakiś krok w dobrą stronę. W każdym razie sztab trenerski już wie, że jeśli nie postawi Drabika na nogi, to o ligowe punkty będzie trudno. Były trener kadry został jego mentorem, bije zagraniczne gwiazdy