Szok i żałoba w Bydgoszczy. Po porażce 35:55 w pierwszym meczu półfinałowym play-off eWinner 1. Ligi Abramczyk Polonia jest już jedną nogą na wakacjach i tylko jakiś kosmiczny kataklizm mógłby odebrać Stelmet Falubazowi awans do wielkiego finału. Obraz nędzy i rozpaczy Pompowany od jakiegoś czasu do niebotycznych rozmiarów ekstraligowy balonik pękł z ogromnym hukiem na przedostatniej prostej. Spełnił się najczarniejszy sen, którego nikt w Bydgoszczy nie brał pod uwagę. Oczywiście, jest jeszcze rewanż, ale piszę o tym jakby fakt był już dokonany, bo nie spodziewam się cudów i powtórki sprzed paru lat, gdy Polonia odrobiła prawie trzydzieści punktów z Poznania i przed własną publicznością weszła do eWinner 1. Ligi. Wszak nic dwa razy się nie zdarza. Pomimo podłych nastrojów prezes Jerzy Kanclerz robi dobra minę do złej gry, choć sam powinien zabić się mocno w pierś. W mediach nie bał się bez obciachu operować nazwiskami, jakie go interesują w kontekście występów PGE Ekstralidze, jakby zapominając, że to tylko sport i pycha często kroczy przed upadkiem. Kanclerz myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli. Teraz będzie się musiał gęsto tłumaczyć przed sponsorami i partnerami, którym wbrew planom naobiecywał PGE Ekstraligę już teraz. Tonący chwycił się brzytwy Polonia była w Zielonej Górze naga. To spotkanie uwypukliło wszystkie słabości tej drużyny i strata Adriana Miedzińskiego nie ma tu nic do rzeczy. Do momentu wypadku "Miedziak" prezentował się bowiem słabo. Przewaga Falubazu systematycznie rosła, a różnicę zrobiło wypożyczenie naprędce trzeciego juniorskiego garnituru z Leszna, który rozstawiał po kątach niedawne gwiazdy z PGE Ekstraligi. To są właśnie te detale, ponieważ, kiedy Kanclerz spał, Falubaz działał. Za Przemka Koniecznego aż prosiło się znaleźć lepszego doparowego dla Wiktora Przyjemskiego. Aktem desperacji, rozpaczy i totalnej bezradności było oprotestowanie braku osłony w motocyklu Maxa Fricke’a. Z honorem też trzeba umieć przegrywać, a nie szukać kwadratowych jaj. Po niedzieli zacznie szukanie się usprawiedliwień. Czasu na znalezienie dobrej wymówki jest aż nadto. Zasadne jest teraz pytanie o przyszłość. Prezes był napalony na PGE Ekstraligę, a trzeba zacząć ostro penetrować i tak już przebrany rynek pierwszoligowy.